Po jednej stronie jest obrzydzony polityką i aktywny charytatywnie Augustyn
Wiernicki, a po drugiej zaangażowana społecznie oraz w organizacjach na rzecz
kobiet Grażyna Wojciechowska. Śmiało można powiedzieć, że w Gorzowie, a może
nawet całym regionie lubuskim, są tylko dwie osoby, które oprócz inflacji słów
i deklaracji, mogą dać z siebie dużo więcej: konkrety, działanie oraz pomoc
innym.
Oboje są z innej bajki i dzieli
ich bardzo wiele, ale jednocześnie są bardzo podobni: za nic mają lokalnych
polityków, nudzą ich jałowe dyskusje oraz deklaracje bez pokrycia, a jak się
zaprą, to do celu dojdą nawet wbrew opiniom, że im się nie uda. Sobota należała
jednak do Grażyny Wojciechowskiej,
która jest radną niezależną, a jeszcze niedawno była wiceprzewodniczącą Rady
Miasta. Niestety, po tym jak publicznie popłakał się red. Wojciech Wyszogrodzki z „Gazety Zielonogórskiej”, a jej koledzy
poczuli się zagrożeni, że ów były organ PZPR nie będzie o nich nigdy pisał,
postanowili przyłączyć się do walki z aktywną - acz naturalnie niedyplomatyczną
- radną oraz pozbawić ją funkcji na rzecz Jakuba
Derech – Krzyckiego. Tymczasem, zorganizowany przez G. Wojciechowską Lubuski
Kongres Kobiet udowodnił, że – parafrazując znaną wypowiedź Marka Twaina – pogłoski o jej śmierci są
mocno przesadzone. „Jest w formie i to jest jej dzień” – mówił NW
wiceprzewodniczący Rady Miasta Jan
Kaczanowski. „Robi wrażenie, że w
jednym miejscu spotkało się tyle kobiet, a wszystko zorganizowała jedna ambitna
kobieta” – to już opinia Edwarda
Korbana z gorzowskiego Uniwersytetu III wieku. Wśród kilkuset osób byli
dosłownie wszyscy, choć z naturalnych względów, najmniej było mężczyzn. Pojawił
się wicewojewoda Jan Świrepo z żoną,
radni wojewódzcy i miejscy, a także parlamentarzyści: Elżbieta Rafalska z PiS oraz Witold
Pahl z PO. Swoje przesłanie przesłał prezydent Bronisław Komorowski. „Polki
udowodniły, że potrafią skutecznie korzystać z wywalczonej wolności” –
napisał do G. Wojciechowskiej oraz zgromadzonych kobiet prezydent RP. Zabrakło
marszałek Elżbiety Polak, ale
reprezentowała ją pełnomocnik ds. równego traktowania Katarzyna Jurczak, a w roli wręczającego kwiatki asystenta wystąpił
u jej boku przewodniczący Sejmiku Wojewódzkiego. Dlaczego nie Tomasz Możejko reprezentował
władze województwa ? „Z formalnego punktu
widzenia przewodniczący Tomasz Możejko nie ma pełnomocnictw” – to listopadowa
interpretacja od rzeczniczki Ireny
Billewicz-Wysockiej. Szukając przyczyn, które powodują iż główna
organizatorka zawsze odnosi sukcesy, nie można pominąć rzeczy najważniejszej –
ona pamięta dosłownie o wszystkich, którzy jej pomagają: sponsorach dużych i
tych malutkich, urzędnikach bardzo ważnych i tych anonimowych, politykach z
którymi sympatyzuje i tymi, którzy tylko jej pomogli załatwić sprawy
organizacyjne. To wszystko powoduje, że nazwisko „Wojciechowska”, to jest marka
sama w sobie, a darczyńcy mają pewność, że przekazane środki nie pójdą na
marne. Mimo iż wypromowała wielu artystów, wspierała wielu polityków, nauczycieli
oraz ludzi kultury, wciąż wywołuje emocje, a niektórzy wypowiadają pod jej
adresem nieuprawnione opinie. Dlaczego ? „Bo
wielu zawdzięcza jej w życiu bardzo dużo, a nikt nie lubi banku w którym zaciągnął
kredyt” – powiedział w sobotę NW polityk, który formalnie jest całkiem po
innej stronie, ale G. Wojeciechowska zawsze budziła jego szacunek. „Ma swój urok i sama jedna zrobiła więcej niż
zastępy radnych od powstania samorządu” – dodał w foyer Filharmonii
Gorzowskiej polityk. Czyli co – działaczy jest wielu, ale Grażyna Wojciechowska
jedna…