Lewica jest
dzisiaj jak prawica na początku lat dziewięćdziesiątych. Radni wojewódzcy nie
interesują się swoją pracą, a politycy bardziej zajęci są sobą i zarabianiem
pieniędzy, niż pracą społeczną. Wojewódzkie pieniądze nie powinny być dzielone
po równo, ale zgodnie z potrzebami. Dług zadłużonego szpitala w Gorzowie i tak
będzie musiał być przejęty przez samorząd wojewódzki…
Rozmowa z KAZIMIERZEM
PAŃTAKIEM - byłym posłem, adwokatem oraz długoletnim
wiceprzewodniczącym Sejmiku Wojewódzkiego z ramienia SLD.
Nad Wartą: Jak to jest z tą polityką, gdy jest się już spełnionym
zawodowo, politycznie i finansowo: jest taka ochota na coś jeszcze – chociaż spokojny
fotel senatora ?
Kazimierz Pańtak: W tym pytaniu jest założona
teza, że ja jestem spełniony politycznie. Pewnie można tak pomyśleć, bo jako 64
latek jestem bliżej końca niż początku, ale ostatniego słowa jeszcze nie
powiedziałem…
NW.: …proszę tylko bez tej skromności – był pan posłem, szefem
partii, potem wiceprzewodniczącym sejmiku, a teraz długoletnim radnym i
doświadczonym prawnikiem. Wszystko się jakoś ułożyło i zawsze z górki.
K.P.: Hmmm, no nie powiem, że mam powody do
narzekania, a życie uciekło mi przez palce. Kilka ciekawych rzeczy w życiu
robiłem i jako polityk czuję się zrealizowany. Mnie od wielu innych różni to,
że zdaję sobie sprawę z faktu, że oprócz chęci, musi też być zapotrzebowanie na
kogoś. Posłem być nie chcę, a do Senatu kandydowałem i jakoś nie skorzystano z
mojej oferty.
NW.: A jak jest z tą polityką – to podobno jak z nałogiem:
można przestać pić, ale i tak jest się alkoholikiem. Podobnie z polityką: można
dać sobie spokój, ale i tak ciągnie „wilka do lasu”?
K.P.: Coś w tym jest, bo to człowieka
wciąga i interesuje, a jeśli ktoś robi to szczerze i nie dla pieniędzy, to chce
wrócić nawet jak spełnia się zawodowo. Gdy ja dostałem się do Sejmu w 1993
roku, to przez 10 miesięcy byłem posłem społecznym, który nie pobierał żadnego
uposażenia. Myślałem, że poseł to jak samorządowiec i nie pełni mandatu dla
pieniędzy. Nie brałem pensji, bo nawet nie wiedziałem, że to wszystko tak
działa. Dzisiaj jest niestety inaczej…
NW.: …i pewnie dlatego dobrze się pan dzisiaj bawi, gdy
lokalne prawo stanowią ludzie, którzy na prawie często się nie znają i nie
wiedzą jak to wszystko czytać. Widzi pan kolegów radnych czy urzędników, a oni
nie wiedzą co jest co – to musi wkurzać ?
K.P.: Nie znają, bo się tym nie interesują,
a mi oczywiście z racji wykonywanego zawodu jest łatwiej. Myślę jednak, że
radni po prostu się nie interesują tym wszystkim, co dotyczy ich działalności.
NW.: Nie chce pan chyba powiedzieć, że oni czytają uchwały,
ich uzasadnienia, a o szczegółowych analizach już nie mówiąc ?
K.P.: Może i przeczytają, ale co z tego.
Wie pan, dostają druk, popatrzą na niego i myślą sobie, że ktoś już to napisał
i przeczytał, to oni nie muszą.
NW.: Czyli mają w du…e i nie czytają ?
K.P.: Nie wiem, może i czytają. Ja powiem
tak, że jak byłem w Sejmie, to czytałem wszystko i ponieważ było tam wtedy
wielu posłów takich słabo rozumiejących pewne rzeczy, to jak szedłem na komisje
i błyszczałem, bo mało który poseł cokolwiek czytał i rozumiał.
NW.: Czyli z tymi politykami, to nie jest tak ładnie –polityczny
dyskurs to intelektualny dramacik ?
K.P.: Trochę tak, bo ludzie się nie
rozwijają i nie chcą rozwijać. Polityk rzuci jakieś hasło i nie zastanawia się
nad nim głębiej. Pierwszy lepszy przykład, to dyskusja o okręgach
jednomandatowych od których cały świat już odchodzi, bo gdyby były w ostatnich
wyborach to takiego PSL-u już by w parlamencie nie było. Więc mówią co wiedzą,
ale często nie wiedzą co mówią.
NW.: Konkurs piękności, a nie wiedzy oraz inteligencji ?
K.P.: To jest prawda, że dziś polityka to
plebiscyt i casting na najładniejszego, najlepiej ubranego i najbardziej
uśmiechniętego. To jest dramat, gdy do polityki dostają się aktorzy, chociaż
ich jest mniej, a także sportowcy i tylko dlatego, że mają nazwisko, a nie
dlatego iż mają o czymkolwiek pojęcie.
NW.: Podobnie z kwestiami płci w polityce. Mówi się o
niedoszacowaniu kobiet, ale w województwie lubuskim, to szefowa PO Bożenna
Bukiewicz trzyma wszystko „za mordę”, a marszałkiem jest absolutnie jej
podporządkowana Elżbieta Polak. Mówi się, że jedynym facetem jest Bukiewicz, a
wojewoda zachowuje się jak rozkapryszona panna…
K.P.: …personalnie nie wchodzę, bo nie wiem
czy mówić o byłym wojewodzie Jabłońskim, czy tym przyszłym. Jeśli chodzi o
Platformę Obywatelską, to oni się tutaj pogryźli w rodzinie i pomiędzy sobą. To
nie służyło województwu, bo dopóki ludzie ze sobą tylko konkurują, to jest
dobrze, ale gdy na konfliktach buduje się politykę, to jest bardzo źle. To całe
napuszczanie jednego miasta przeciw drugiemu, to wszystko niczemu i nikomu nie
służy.
NW.: Taki urok dwustulicowego województwa.
K.P.: I dlatego mamy na rejestracjach
samochodowych „F”, bo to oznacza iż jesteśmy regionem federacyjnym.
NW.: W takim razie zrobię panu test neutralności na te
wszystkie federacyjne zakusy. Problem pierwszy: samorząd powinien przejąć
zobowiązania nowej spółki szpitalnej w Gorzowie, czy pozostawić ją z długiem ?
K.P.: To jest dobre pytanie,
ale nie można mówić, że „powinien”, bo w rzeczywistości samorząd „musi”. Tu nie
ma innych rozwiązań, a samorząd wojewódzki będzie musiał te długi szpitala
przejąć i szukać rozwiązań. Nie można zaorać szpitala w Gorzowie, bo on po
prostu musi istnieć i koniec.
NW.: To teraz problem na przyszłość i proszę o odpowiedź. Port
Lotniczy w Babimoście – ważny element infrastruktury czy zbędna zachcianka
władz wojewódzkich ?
K.P.: Jeśli już to lotnisko jest, to
przecież go nie zaoramy, by posadzić tam ziemniaki. Czy to jest finansowy
zbytek ? Nie mamy jeszcze możliwości wykorzystania tego lotniska tak, jak byśmy
chcieli, ale skoro wydaliśmy wcale nie takie duże środki jak w Lublinie,
Rzeszowie czy w Modlinie, to warto szukać rozwiązań, które pozwolą temu portowi
na siebie zarabiać.
NW.: Skoro o kasie, to trzeci obszar. Pieniądze wojewódzkie –
one są dzielone sprawiedliwie po równo pomiędzy północną i południową częścią
województwa, czy może powinny być dzielone proporcjonalnie do ilości
mieszkańców w poszczególnych częściach województwa ?
K.P.: Inaczej – one mają być dzielone
według potrzeb i możliwości wykorzystania. Ja byłem szefem klubu radnych SLD,
gdy mieliśmy większość w Sejmiku Województwa i wtedy zdecydowanie największe
środki szły na drogi w północnej części regionu, bo taka była potrzeba.
Dlaczego tak robiliśmy ? Bo południowa część województwa czy Zielona Góra była
w lepszej sytuacji niż Gorzów i tamtejsze podregiony. Nie można liczyć, że na
mieszkańca czy po równo, bo zawsze będzie niesprawiedliwie. Jest potrzeba, to
powinny się znaleźć pieniądze, by województwo rozwijało się w całości. Po
równo, absolutnie nie – rozwiązywanie potrzeb, tak.
NW.: To teraz o ideologiach. Trwa prześciganie się w krytyce
Kościoła – przeszkadzają panu kolorowo poubierani biskupi na państwowych
uroczystościach ?
K.P.: Mi to nie przeszkadza i rzeczywiście
też to odbieram jako polityczne licytowanie się, kto jest bardziej
antykościelny lub propapieski. Niestety ci wszyscy politycy mówią wiele rzeczy
koniunkturalnie, bo to co kiedyś im odpowiadało, to dzisiaj im przeszkadza i
odwrotnie. W Biblii jest napisane, żeby nie wzywać Boga nadaremno, więc może
niektórzy powinni to przemyśleć.
NW.: Pan odszedł z Unii Pracy po poparciu Aleksandra
Kwaśniewskiego w 1995 roku. Teraz były prezydent idzie ręka w rękę z Januszem
Palikotem. To jeszcze lewica, czy już liberalizm ?
K.P.: To nie liberalizm, ale koniunkturalizm.
Palikotowi ostatnio nie idzie, a Kawaśniewski ma ciśnienie od swojej dawnej
drużyny, która chce się gdzieś załapać. Były prezydent chciałby ich reanimować,
ale popełnił błąd i „Mojżeszem lewicy”, to już nie będzie.
NW.: Ciekaw jestem jak pan ocenia w takim razie lubuski Sojusz
Lewicy Demokratycznej, który rozlazł się na boki. Dawni towarzysze dziś ze sobą
walczą: Brachmański, Wontor, Kochanowski czy Bochański…
K.P.: To mnie bardzo smuci i bardzo boli.
Wszedłem do Sejmu, gdy prawica się żarła…
NW.: A dzisiaj żre się lewica.
K.P.: Trochę za dużo w tym politykierstwa,
ale nazwisk nie wymienię.
NW.: Chore ambicje na lewicy ?
K.P.: To jest tak, że ja akurat mam dobry
zawód, który sprawia mi przyjemność i żadnych klamek się nie czepiałem, ale
wielu tak nie potrafi, bo tylko to potrafią – tu jakieś stanowisko, jakaś
funkcja lub urząd i leci. Na lewicy też zaczęło być ciasno i rozpoczęła się
walka. Chodzi o znajomych, rodzinę i funkcje.
NW.: Czyli istnienia wykreowanego przez Andrzeja
Brachmańskiego pojęcia „wontorkracji” tez pan nie potwierdzi ?
K.P.: Nie potwierdzę, ani nie zaprzeczę.