Niezależność od władzy oraz radykalizm muszą być naturalne - a nie
wyuczone. Krytyka rządzących jest uczciwa, ale tylko wtedy - gdy samemu nie
próbuje się wkraść w ich łaski. Lider traci autorytet, gdy rozmienia się na drobne
– krytykując tych, co to kilka miesięcy temu klepali go po plecach, a jemu
podobało się to jak nigdy wcześniej. Reasumując – głos „Solidarności” jest
bardzo ważny, ale wszystko zależy od tego, która trąba go emituje…
Zdaje się, że kierownictwo
gorzowskiej „Solidarności” kolejny raz ma poważny problem. Uwikłane w politykę
musi zorganizować 26 marca br. pikietę pod Lubuskim Urzędem Wojewódzkim,
występując faktycznie przeciw własnym interesom politycznym w tym budynku. „Zapraszam wszystkich 26 marca pod urzędy
wojewódzkie w miastach wojewódzkich. Po raz pierwszy pokażemy, że potrafimy
walczyć o swoje” – mówił w sobotę historycznej Sali BHP Stoczni Gdańskiej
przewodniczący „S” Piotr Duda.
Rozszerzeniem tego był jego wywiad w sobotniej „Gazecie Zielonogórskiej”, gdzie
powiedział: „Łączy nas jedno – dostaliśmy
od władzy w kość”. Nijak się to ma do struktur w regionie gorzowskim, gdzie
NSZZ „Solidarność” żyje niemal w doskonałej symbiozie z wojewodą Marcinem Jabłońskim. Owszem,
manifestacja lokalnej „Solidarności” miała miejsce pod LUW, ale wtedy, gdy M.
Jabłoński był marszałkiem województwa, a jego dzisiejszym odpowiednikiem była
senator Helena Hatka. Później był
protest i bilbordy przeciwko kandydowaniu do Sejmu z województwa lubuskiego posła
Stefana Niesiołowskiego, a także
wiele innych inicjatyw, które miały pokazać, że PO to partia antyspołeczna.
Kilka dni temu przewodniczący J. Porwich stwierdził, że „politycy nie prowadzą dialogu społecznego”, choć nie jest
tajemnicą, że po wielu latach zasiadania w Wojewódzkiej Komisji Dialogu
Społecznego błysnął tam właśnie dzięki doradcom wojewody Jabłońskiego, a
następnie został oddelegowany do zasiadania w Radzie Lubuskiego Oddziału NFZ.
Jego szef P. Duda stwierdził w „Gazecie Zielonogórskiej”, że na spotkanie w
Stoczni Gdańskiej zaproszeni zostali kibice, bo „kibic, to też człowiek”, ale wydaje się iż lider gorzowskiej „S” o
tym zapomniał, albo chciał przez chwilę błysnąć inteligencją, gdy w rozmowie z
red. Piotrem Bednarkiem w Radiu Zachód wyjaśniał swoją obecność na powiatowej
konwencji PiS: „Tam nie rozmawiano o
pederastach!”. Takich semantycznych fajerwerków w postawie J. Porwicha jest
więcej, ale wszystkie one tracą jasność, gdy ten lub inny polityk, wyciągnie do
niego rękę. „Pytanie jest zasadnicze: jak
oni to robią, że krytykują rząd Platformy Obywatelskiej, kokietują lokalny PiS,
ale liczą się tylko dlatego, że raz kiedyś puści do nich oko wojewoda” –
mówi polityk gorzowskiej PO, prywatnie bardzo lubiący szefa gorzowskiej „S”.
Jak zapewnia, czeka na manifestację w której regionalna „S” będzie pikietować
pod Lubuskim Urzędem Wojewódzkim w którym pracuje znacznie więcej działaczy
związku niż jakiejkolwiek innej partii politycznej. „Przyszliśmy po swoje” – mówił w sobotę Paweł Kukiz i trudno odmówić mu szczerości. Promowany przez niego postulat
wyborów większościowych jest ze wszech miar słuszny, ale wiadomo też, że
właśnie taka ordynacja spowoduje, iż bez list proporcjonalnych żaden z
działaczy związkowych nigdy do żadnego wybieralnego gremium się nie dostanie. W
obszarze regionalnej „Solidarności” warto zaznaczyć, że co najmniej dziwnie brzmi
skrytykowanie przez J. Porwicha swojego kolegi ze szpitalnych związków Andrzeja Andrzejczaka, tylko dlatego iż
zadbał o pracowników poprzez zawarcie korzystnego dla nich „Paktu socjalnego”.
Zaskoczenie tym większe, że dokładnie rok temu spiskował w Międzyrzeczu,
Gorzowie oraz innych miejscach z marszałek Elżbietą
Polak, nie uzyskując nic, ale będąc za to użytecznym narzędziem. I w sumie
najważniejsze - napisać można jeszcze pewnie wiele, a nawet bardzo dużo i
jeszcze więcej, ale lepiej to pozostawić na czas, gdyby jednak szef gorzowskiej
„Solidarności” chciał polemizować. Teraz czas na potężną manifestację pod urzędem M. Jabłońskiego ...