Przejdź do głównej zawartości

Mam swój honor !

 Mylą się ci, którzy stawiają przysłowiową kreskę na obecnym prezydencie Gorzowa. Nie tylko wierzy w swoją niewinność oraz uchylenie wyroku, ale nie wyklucza również ponownego kandydowania. – Nie wykluczam, że będę kandydował – mówi w wywiadzie prezydent TADEUSZ JĘDRZEJCZAK. Jednocześnie przygotowuje już ekipę na nowe czasy. -Powoli taka grupa ludzi wchodzi do rad nadzorczych(…)Czas na to, aby do kierowania miastem przychodzili ludzie młodzi – stwierdził. Dlaczego niektórych afer nie ma w mediach ?
Rozmowa "Nad Wartą" z prezydentem Gorzowa TADEUSZEM JĘDRZEJCZAKIEM.

NAD WARTĄ: Zastanawiam się Panie Prezydencie, czy każdy inny prezydent zrobiłby w mieście tyle samo. Inaczej mówiąc - ile w tych wszystkich inwestycjach i przedsięwzięciach Tadeusza Jędrzejczaka, a ile splotu korzystnych okoliczności, możliwości korzystania ze środków unijnych etc. ?
TADEUSZ JĘDRZEJCZAK: To jest przede wszystkim konsekwencja mojego uporu w dążeniu do celów, które uważałem za słuszne i które w perspektywie dawały możliwość rozwoju Gorzowa. To jest też kwestia mojego silnego charakteru oraz nieustępliwości wtedy, gdy byłem krytykowany za decyzje, które zostały zrealizowane i spowodowały rozwój miasta. Oczywiście, że splot różnych okoliczności również pomógł, ale mam tu na myśli dobrą współpracę z poszczególnymi wojewodami oraz zarządami województwa, bo z gorzowską radą już tak dobrze nie było
NW.: Czyli polityka. Ona bardziej pomaga czy przeszkadza ?
T.J.: Oczywiście, że przeszkadza, a wszystko dlatego, że celem wszystkich polityków jest to, żeby wygrać obojętnie jakie wybory i to często kosztem całej Rady Miejskiej, popisując się dziwnymi wystąpieniami. Sprawa druga, to kwestia krytyki Jędrzejczaka, a wszystko po to, by zająć jego miejsce.
NW.: To jak jest z tymi politykami - chodzi mi o parlamentarzystów: dzwonią, dopytują się czy mogą w czymś pomóc, wspierają w instytucjach rządowych ?
T.J.: Myśmy wielokrotnie kierowali różne wnioski do parlamentarzystów i kilkakrotnie spotykaliśmy się w tych sprawach z kilkoma posłami, ale nie miało to żadnego ciągu i nigdy z tego nic nie wynikało.
NW.: Panie Prezydencie, posłowie i senatorowie nie pchają się do prezydenckiego gabinetu, aby działać na rzecz miasta ?
T.J.: Bardzo różnie, bywały takie telefony, że czymś tam warto się zająć, bo mają tam na coś wpływ, ale tak na dobrą sprawę, to przez te wszystkie lata poza pomocą posła Derech-Krzyckiego na pomoc liczyć raczej nie mogłem. Prawda jest taka, że daję sobie radę, bo z prezydentem tak dużego miasta w ministerstwie zawsze się ktoś spotka i nie jest tu potrzebna asysta posła.
NW.: A były poseł Jan Kochanowski ? On dzisiaj odcina się od pana, a nawet związał się z organizacją pana oponenta Jacka Bachalskiego, który twierdzi, że w Gorzowie potrzeba nowej iświeżej energii ?
T.J.: Jan Kochanowski jest zgorzkniały po przegraniu wyborów kilkoma głosami, a co do nowe energii, to ja bym bardzo nie chciał, żeby tą energię ściągał do Gorzowa Jacek Bachalski. Myśmy mieli okazję już zobaczyć tą energię w przypadku wielu działań, które były w mieście podejmowane i myślę, że lepiej będzie jak pan Bachalski zajmie się biznesem i będzie odnosił sukcesy, płacąc przy tym wysokie podatki i ludziom dobre wynagrodzenia, a miastem niech się zajmują ci, którzy się nim zajmowali do tej pory - ludzie odpowiedzialni i kompetentni.
NW.: A jak pan widzi Gorzów za 10 - 15 lat, bo gdy czytam wypowiedzi sprzed 11 lat, dokładnie w "Gazecie Wyborczej", to wtedy mówił pan oszczędnie: "Powstanie u nas strefa ekonomiczna, miasto rozszerzy się o dodatkowe hektary i powstanie zachodnia obwodnica gotowa". Dzisiaj można powiedzieć, że udało się chyba więcej ?
T.J.: Udało się wiele, ale trzeba pamiętać w jakim stanie miasto zastałem. Myśmy nie mieli większości w żadnej ze spółek, a jeżeli były większościowe udziały w spółkach, to jako miasto nie mieliśmy w nich nic do gadania, bo tak zostały skonstruowane ich statut przez moich poprzedników. Musieliśmy więc odzyskać własność PWiK oraz kontrolę w ZUO, podobnie było w Gorzowskim Rynku Hurtowym. A przecież było więcej nieprawidłowości, jak chociaż wielokrotnie aneksowana umowa z PBI na budowę trasy średnicowej, która zawierana była na pograniczu prawa. Było więc wiele do zrobienia, ale trzeba było wpierw uporządkować pewne rzeczy. Ja uważam, że w jednej kadencji powinien powstawać przynajmniej jeden obiekt użyteczności publicznej. Nam się udało więcej, po uporządkowaliśmy wiele spraw po poprzednikach. W 2001 roku wydawało mi się, że budowa zachodniej obwodnicy i zrobienie trasy średnicowej, to plan maksymalny, ale dzięki współpracy z rządem, zarządem województwa oraz środkom unijnym, udało się znacznie więcej, a w tym budowa dwóch mostów i remont jednego.
NW.: Dobrze, ale były przecież wpadki, ot chociażby ta nieszczęsna "afera budowlana", którą opozycja dyskontuje na lewo i prawo. Czy są takie sprawy, które dzisiaj zrobiłby pan inaczej, tak z perspektywy czasu ?
T.J.: Ja powiem tak, wtedy postąpiłem racjonalnie i zgodnie z interesem miasta. Po pierwsze wypowiedziałem PBI w grudniu 2001 roku umowę, bo nie wywiązywała się ze zobowiązań umownych....
NW.: ...czyli działał pan w interesie miasta, a nie - jak chce tego opozycja - na jego szkodę ?
T.J.: To jest nieprawda, bo ja nie mam zarzutów działania na szkodę miasta, a to są wydumki ludzi, którzy chcieli to miasto okraść, a ja na to nie pozwoliłem. Jedną rzecz zrobiłbym inaczej w lipcu 2001 roku, gdy radni bez mojej wiedzy poręczyli dla PBI kredyt na pięć milionów złotych bez żadnej dyskusji oraz posiedzenia komisji. Potem się okazało, że te pieniądze, które miały pójść na remont trasy średnicowej, poszły na spłatę długu w ZUS-ie tej firmy, a ponad trzy miliony były wyprowadzone do innej firmy. O wszystkim dowiedziałem się dużo później. Gdybym wtedy wiedział o okolicznościach, to o tym poręczeniu radnych mówiłbym wtedy głośno.
NW.: Ale pan nie lubi, wręcz się wkurza, gdy musi się komuś tłumaczyć, prawda ? Wielu twierdzi, że pan uważa iż będzie się tłumaczył tylko przed Bogiem, sędziami i prokuratorami...
T.J.: Ale to jest nieprawda, bo ja się tłumaczę ze wszystkiego, włącznie z tym, co do mnie nie należy. Mnie wkurza coś innego, jeżeli radni uchwalają budżet w grudniu czy w styczniu, a po dwóch lub trzech miesiącach głośno wypytują, dlaczego nie jest zrobione coś, co nie jest uchwalone w budżecie. Mało tego, denerwuje mnie druga rzecz, że my radnym odpowiadamy i dajemy im dokumenty, radni tych dokumentów nie czytają, nie interesują się nimi, ale wokół wielu spraw robią awantury.
NW.: Czyli co, uprawiają politykę w mediach, zamiast zajmować się sprawami miasta na sesjach czy komisjach?
T.J.: Na komisjach, to jest najciekawiej, bo tam nie ma mediów i wszystko przebiega inaczej. Najczęściej radni nie czytają dokumentów i wstrzymują się od głosu, a następnie na sesji wywołują problem, który faktycznie nie jest problemem, ale robi się wokół tego politykę. To oczywiście nie są wszyscy radni, ale grupa liderów, którzy podnoszą głos, ale nie przedstawiają żadnych alternatywnych pomysłów.
NW.: Zbigniew Borek z "Gazety Lubuskiej" napisał kiedyś, że: "W Gorzowie bez układu ani rusz". Prawda czy fałsz ?
T.J.: Ale co to znaczy, że bez układu ani rusz ?
NW.: Według niego, to obsadzanie posad swoimi, rozstrzyganie przetargów i takie tam...
T.J.: Pan Borek jest znany z tego, że nienawidzi tego miasta, a szczególnie mnie i tak kieruje tą redakcją, że o mieście i jego prezydencie pojawiają się tylko negatywne opinie. Ale tym się przejmował nie będę...
NW.: ...ale mediami się pan przejmuje. Więc jak pan ocenia rolę dziennikarzy w kreowaniu wizerunku miasta ?
T.J.: Nie wszyscy dziennikarze piszą i mówią o naszym mieście źle, bo są wśród nich osoby bardzo merytoryczne, ale jest wśród nich wyścig o większą sprzedaż, oglądalność i słuchalność, a to powoduje, że ci dziennikarze uważają, że jak nie ma na pierwszej stronie prezydenta, któremu dowaliliśmy, to jest źle.
NW.: Aż tak źle chyba nie jest...
T.J.: ...to ja podam przykład, który obrazuje sytuację, a dotyczy trzeciego etapu rozbudowy stadionu żużlowego. Klasyka rzekomego układu o którym mówią niektórzy dziennikarze. Przetarg nieograniczony wygrała firma Interbud West i żadna kontrola nigdy nic nam nie zarzuciła. Dziennikarze wypisywali bzdury, a pan redaktor Borek wypisywał w "GL", że przetarg wygrała zaprzyjaźniona ze mną firma mojego kumpla Komarnickiego. I zaczęła się afera: Jędrzejczak dał zarobić kumplowi...
NW.: ...tak się mówi, a pan pewnie o tym wie ?
T.J.: To niech pan posłucha o prawdziwym układzie, bo było ciekawiej niż pisano. Kierownikiem budowy na stadionie w imieniu Interbud West-u był zięć Marka Surmacza, a jednym z podwykonawców na tej inwestycji był syn pana Andrzeja Surmacza, brata byłego wiceministra, który jest inżynierem i ma swoją firmę budowlaną. Ale to nie koniec. Pan Andrzej Surmacz w imieniu OSiR-u był nadzorcą tej budowy. Ale powiem więcej, naczelniczką a dziś dyrektorem wydziału inwestycji w tamtym czasie była synowa pana Andrzeja Surmacza. Tak, a przewodniczącym komisji rewizyjnej jest kto ? Pan Marek Surmacz i dzięki temu widzimy, że cała jego rodzina pracowała, wykonywała i nadzorowała budowę stadionu żużlowego. Właśnie dlatego o tą część nie ma afery i żadnych negatywnych artykułów. I na czym polega układ ? Na tym, że ludzie których wymieniłem pracują w swoim zawodzie i wykonują swoją pracę bardzo dobrze.
NW.: Czyli to nie jest tak, że od razu polityczny nepotyzm ?
T.J.: Oczywiście, że nie można tworzyć jednoznacznych ocen. Bo niby jak, jeżeli ktoś jest na stanowisku, to jego dzieci, zięciowie czy ktokolwiek inny, powinni być bezrobotni i bezdomni ? Jeśli ktoś ma wiedzę, kompetencje i umiejętności, to nie dajmy się zwariować. Przykładem może być afera wokół świetnego dyrektora filharmonii, który złożył właśnie rezygnację, a który posiadał doskonałe doświadczenie i kontakty. Dlaczego zrobiła się afera? Bo to był zięć Komarnickiego. Nikogo nie interesowało, że zatrudniliśmy fachowca, ale coś innego. A co, mieliśmy zatrudnić kogoś, kto nie odróżnia Beethovena od betonu ?
NW.: Jak pan się czuje, gdy słyszy w mediach takie bezwzględne oceny: powinien siedzieć, winny, skazać go ?
T.J.: Trwa to już osiem lat, urąga mojej godności i wiedzy, bo ja doskonale wiem , że nie było tak jak było napisane w opinii biegłej i jak opisywały to media. Opinia biegłej miała potwierdzić zarzuty prokuratury, a nie stwierdzić fakty i to na szczęście zaczyna się przebijać. Radni znają fakty i powinni się trochę wstrzymać z tymi wszystkimi wypowiedziami.
NW.: Oni wszyscy - od Sobolewskiego po Sibińską - i tak zmienili już trochę sposób wypowiadania się na pana temat...
T.J.: Czerwony pasek w mediach zawsze powoduje, że w emocjach wypowiada się różne opinie. Znamy sytuacje, gdy wożono ludzi po Polsce stawiając zarzuty, które po wielu latach okazywały się absurdalne. Ja też byłem w szoku, gdy te rzeczy się działy i trochę rozumiem, gdy reakcją na postawienie zarzutów prezydentowi miasta, było wypowiadanie różnych sądów. Pani Sibińska, Bachalski czy Sobolewski każdego poranka marzą, by zająć moje miejsce i to jest ich główny cel.
NW.: Pan kilka lat temu powiedział, że na tą chwilę nie ma innych kandydatów, którzy mieli by kwalifikacje, aby być prezydentem miasta. Dalej podtrzymuje pan tą opinię ?
T.J.: Ja powiem bardzo szczerze, że jeśli ktoś ma być kiedyś prezydentem tego miasta, to powinna to być osoba spoza tego całego układu politycznego, który do tej pory w tym mieście się pokazywał. Nie posłowie i radni, ale ktoś z pokolenia trzydziestolatków, kto dostał szansę otrzeć się o biznes, inwestycje i będzie patrzył na to miasto z innej perspektywy. Ja zawsze będę przestrzegał mieszkańców, by nie głosowali na tych, którzy błyszczą w mediach, ale ich jedynym celem jest bycie i zajęcie tego stanowiska, aby powołać na inne funkcje swoich kumpli z partii. Czas na to, aby do kierowania miastem w przyszłości przychodzili młodzi ludzie, którzy nie będą obarczeni tymi wojnami politycznymi, które są prowadzone w mieście, a przy tym będą wiedzieli jakie buty założyć do jakiego garnituru i znają rynek.
NW.: Dobra, załóżmy teraz Panie Prezydencie, że sąd uniewinni pana lub odsyła sprawę do ponownego rozpatrzenia, co i tak skończy się uniewinnieniem. Czy pan będzie kandydował w kolejnych wyborach ?
T.J.: Tego nie wiem, ale nie zrezygnowałem w momencie zatrzymania, aresztowania i postawienia zarzutów, bo mam swój honor i wiem, że zarzucane mi rzeczy są bzdurą. Wyrok został wydany bezpodstawnie, ja postępowałem racjonalnie i uczciwie, a nawet powiem więcej: nie złamałem żadnego przepisu prawa...
NW.: ...czyli nie wyklucza będzie pan kandydował ?
T.J.: Tak, oczywiście, że nie wykluczam, że będę kandydował, bo to jest też kwestia mojego honoru.
NW.: Dlaczego nie wychował pan do dzisiaj następcy?
T.J.: My to zrobimy. Powoli taka grupa ludzi wchodzi do rad nadzorczych oraz innych przedsięwzięć, które tutaj w mieście realizujemy. Po to wystąpiłem z SLD, by pokazać, że miasto jest zbyt wielką wartością, aby oddawać je byle komu i dlatego gromadzimy ludzi mądrych , którzy chcą to miasto rozwijać.
NW.: Czyli bez SLD jest lżej  ?
T.J.: Tak jest lżej, choć powiem, że z tym SLD też wcale nie było mi tak źle. Problem z SLD polegał na tym, że ta partia zatraciła wątek partii ideowej, która chciałaby zrobić coś z określonym programem. Sojusz zaczął się zwijać wtedy, gdy stworzono system baronów, a za tym poszło wymiatanie ludzi i powoływanie swoich, ale wcale nie lepszych. Zaczęło się prowadzenie polityki na mrugnięcie okiem, ale mojej zgody na to nigdy być nie mogło, bo jestem zbyt twardy, by na mrugnięcie okiem podejmować jakąkolwiek decyzję.

Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...