Zdaniem byłego posła, a dziś lidera Stowarzyszenia „Tylko Gorzów” - szansa na rozwój miasta jest jedna: zbudowanie ponadpartyjnej formacji, która wyłowi i doceni tych, którzy z różnych względów zostali wypchnięci przez partie. – Mamy w mieście byłych posłów, wojewodów czy radnych, ale też przedsiębiorców i działaczy, którzy mogą coś pozytywnego wnieść – mówi w wywiadzie dla „Nad Wartą” JAN KOCHANOWSKI.
NAD WARTĄ: Były radny, szef sejmiku województwa, przewodniczący partii i wieloletni poseł. Co się stało, że ktoś tak doświadczony znajduje się poza parlamentem?
JAN KOCHANOWSKI: Może to moja naiwność lub wiara w ludzi, ale proszę spojrzeć, że lista wyborcza była tak ustawiona, że połowa kandydatów pochodziła z północnej części województwa, mimo mniejszej ilości wyborców.
NW.: Zabrakło dosłownie kilku głosów…
J.K.: Było trzech znanych kandydatów z Gorzowa na jednej liście i w takiej sytuacji wiadomo, że muszą wziąć jakieś głosy.
NW.: Jest Pan jednym z liderów „Tylko Gorzów”, ale zainteresowanie lewicą chyba nie zmalało ?
J.K.: Jestem członkiem Sojuszu Lewicy Demokratycznej i powiedziałem to zaraz po wyborach, że tak długo, jak będą mnie w tej formacji chcieli, to będę zawsze do dyspozycji. Człowiekiem lewicy się jest i to do końca życia…
NW.: …ale chyba trudno, bo bycie człowiekiem lewicy w czasach, gdy liczy się kapitał, to niezwykle trudna sytuacja ?
J.K.: Oczywiście, ale kapitał i biznes mogą mieć ludzką twarz. Jest wielu ludzi, którzy w tej nowej sytuacji nie potrafią sobie poradzić, bo kapitalizm zaczął przypominać ten z XIX wieku, gdzie ludzie nie mają żadnych gwarancji. Bezrobocie, umowy śmieciowe czy brak pracy dla ludzi wykształconych, to są problemy, którymi lewica musi się zajmować.
NW.: Ale do tego potrzebna jest władza, a lewica kiedyś rządziła całym regionem i niemal w każdej gminie. Obecnie w Gorzowie mamy do czynienia nie tyle z twarzą lewicy, co z jej brzydką gębą, która kojarzy się z aferami i nadużyciami…
J.K.: Jeśli chodzi o miasto, to wiele w tym racji. Ja od początku wyznawałem jednak ideę szerokiej lewicy w której swoje miejsce znajdą wszystkie środowiska lewicowe, bo tylko w ten sposób można odebrać władzę Platformie Obywatelskiej.
NW.: Ciekawe jak, skoro pana kolega i były wiceminister Andrzej Brachmański twierdzi, że nie ma w partii demokracji, ale jest „wontorkracja”…
J.K.: Tak to powiedział, ale ja uważam iż w szerokiej lewicy powinno być miejsce zarówno dla Brachmańskiego, jak też dla Bocheńskiego, Smolenia czy Wołowicza. Lewica musi być zjednoczona.
NW.: Macie w swoich szeregach byłych ministrów, marszałków i posłów…
J.K.: …niestety zostali wypchnięci albo nie zabiegano o nich, aby włączyli się w działalność partii bardziej aktywnie.
NW.: Czyli Wontor przejął partię na własność ?
J.K.: … może nie do końca przejął na własność, ale dobrał sobie ludzi, którzy są mu wygodni i nie stwarzają problemów i wewnętrznej opozycji. Mogę zrozumieć wiele, ale wypchnięcie popularnego prezydenta Zielonej Góry z partii, to jest kretyństwo, a nie budowanie strategii.
NW.: Dziś swoją aktywność realizuje Pan w Stowarzyszeniu „Tylko Gorzów”. To jest możliwe, aby ludzie prawicy, centrum i lewicy razem działali na rzecz miasta ?
J.K.: Działam w samorządzie od początku lat dziewięćdziesiątych i chcę powiedzieć, że już wtedy mieliśmy sytuacje, gdy potrafiliśmy się porozumieć ponad podziałami partyjnymi, by stworzyć korzystny zarząd dla Gorzowa. To była pierwsza taka sytuacja w kraju, gdzie potrafiliśmy się podzielić władzą i razem działać na rzecz miasta.
NW.: Teraz mamy trochę inną sytuację…
J.K.: My mówimy tak: jeżeli partie polityczne wypychają ludzi zdolnych i z dorobkiem, to my chcemy tych ludzi pozbierać i zaangażować ich do pracy na rzecz miasta. Wierzę, że uda nam się to zrobić z ludźmi o różnych życiorysach i poglądach. Mamy przecież w mieście byłych posłów, wojewodów czy radnych i zdolnych działaczy, a przecież warto ich wyłowić oraz skorzystać z doświadczenia, które posiadają.
NW.: Pan jako pierwszy powiedział kilka lat temu prezydentowi Jędrzejczakowi, by w obliczu „afery budowlanej” zrezygnował ze stanowiska ?
J.K.: Uważam, że ten pierwszy okres pracy prezydenta Jędrzejczaka przynosił pozytywne efekty dla miasta i z tym dyskutować raczej nie można, ale od wybuchu „afery budowlanej” rozpoczęła się ciągła walka o dobre imię prezydenta, a nie o interesy miasta.
NW.: A co zrobicie, gdy „Tylko Gorzów” zdobędzie władzę ?
J.K.: Zaraz, zaraz, my wcale tak mocno o tą władzę nie walczymy i zilustruję to przykładem. Jeśli nasza konferencja na temat tramwajów wywołała taki oddźwięk, że prezydent ogłasza, że wysłał pismo do Ministerstwa Infrastruktury, by pozyskać 300 milionów, to warto kontrolować i wskazywać kierunki. My chcemy wykorzystać wszystkich kogo się da, by te pieniądze pozyskać. Tego wszystkiego nie da się zrobić w pojedynkę i w ramach partii, ale w organizacji o charakterze ponadpartyjnym. Gorzów stać na to, by zaczął się ponownie rozwijać w takim tempie, jak to było kilka lat temu…
NW.: A jak się panu współpracuje z Jackiem Bachalskim ? Jesteście z innych bajek…
J.K.: Nadajemy na tej samej fali i wiemy o co nam chodzi. Doświadczenie Jacka w biznesie i moje w polityce powoduje, że my już nic nie musimy, ale bardzo chcemy, by nasze miasto się rozwijało.