Kiedy ludzie narażają życie, zdrowie oraz swoją finansową egzystencję w obronie innych – szef regionalnych związków zabawia się na stoczniowej bramie. Nikt nie wątpi w jego zainteresowanie gorzowskim szpitalem, ale cele i środki nijak się mają do tragedii kilkuset pracowników. Ludzie walczą o pracę, a szef związków o swoje „pięć minut” w mediach…
„Są takie sytuacje, gdy sprawy trzeba wziąć w swoje ręce” – powiedział dziś w Radiu Gorzów szef gorzowskiej „Solidarności” Jarosław Porwich, dodając przy tym, że raz na jakiś czas trzeba posprzątać, a rocznice powstania związku, to dobra ku temu okazja. Tym razem wypowiadał się o ekscentrycznej inicjatywie zrywania ze Stoczni Gdańskiej napisu „im Lenina”, ale głos zwykłych działaczy nie pozostawia wątpliwości: oczekują pracy i wsparcia, a nie bezsensownych hapenningów, które cieszą jedynie dobrze opłacanych członków aparatu związkowego. Wielu uważa, że jeśli cokolwiek trzeba posprzątać w regionie, to właśnie struktury regionalnej „Solidarności”, które są kosztowne i służą tylko związkowym przywódcom. „Płacimy na region, a oni na „krajówkę”, ale specjalnego wsparcia nie czujemy i może i dobrze” – mówi szef komisji w jednej z firm w Powiecie Gorzowskim. Wielu rozmówców Nad Wartą oburzyła sytuacja, że o swoje prawa walczą sami związkowcy, a liderzy regionalonej „Solidarności” najzwyczajniej w świecie handryczą posadami. „Poświęciłem i poświęcam szpitalowi w Gorzowie wiele uwagi” – mówił dziś w radiu J. Porwich, a działacze Platformy Obywatelskiej w telefonach do Nad Wartą od razu to potwierdzali. „Oczywiście, że poświęcił dużo uwagi, a nawet bardzo dużo: dyrektor ekonomiczny z art. 52, kierownicy administracyjni i kilka podobnych posad. Czuć obecność przewodniczącego i to dosyć mocno” – mówi jeden z samorządowców Platformy Obywatelskiej, która ostatnio – ustami poseł Krystyny Sibińskiej – zajęła ostre stanowisko i zażądała wyjaśnień od marszałek Elżbiety Polak. „Dziwi mnie pasywność szefa regionalnej „Solidarności”, który nie wspiera struktur zakładowych tej organizacji w szpitalu” – powiedział dziś w Telewizji ODRA b. doradca wojewody, a dziś główny strateg medialny PO Wiesław Ciepiela. Jego opinię potwierdzają działacze związkowi. „Przehandlowali nas z Polakową” – uważa jeden z nich, ale nie chce podawać nazwiska z obawy o pracę. Faktem jest bowiem, że transakcja była, w części dotyczącej gorzowskiego szpitala powiodła się, ale jej pełna „konsumpcja” wymaga jeszcze obsadzenia fotela dyrektora szpitala w Międzyrzeczu. To właśnie tam i w dużej mierze przez związki zawodowe, pracownicy nie otrzymali na Wielkanoc zakupionych za 200 tysięcy bonów – które do dziś leżą w sejfie - bo nie wyraziły na to zgody związki. „Dyrektor kupił bony, ale zapomniał iż to my mamy opiniować na co idą pieniądze. Kim on jest, żeby kupować i rozdawać ludziom ?” – mówił kilka dni temu Nad Wartą J. Porwich. „My nigdy nie mieliśmy takiego wpływu na marszałek i szefa szpitala jak miał w ostatnich kilku tygodniach szef związku i szkoda tylko Andrzejczaka, bo uczciwie walczy o swoich ludzi, podczas gdy jego szef handryczy posadami” – wyjaśnia anonimowo polityk PO. Kiedy więc pod szpitalem bezinteresownie głoduje człowiek, szef zakładowej organizacji Andrzej Andrzejczak jest niemal pewny, że dyrekcja będzie go chciała zwolnić, a do akcji wkracza nawet biskup Stefan Regmunt, przewodniczący Porwich bawi się w najlepsze w Gdańsku i zapowiada kolejny już marsz finansowany z członkowskich składek pt. „Obudź się Polsko!”. „Strzelił sobie w kolano i to kilka razy – dogadując się z marszałek, olewając temat szpitala i występując w mediach z Gdańska, gdy tu nikt tych jego pierdoł nie słucha” – skomentował sytuację jeden z radiowych dziennikarzy. Nie ma więc wątpliwości, że to nie Polska musi się obudzić, ale… szef gorzowskiej „Solidarności”.