Były wiceminister to hipokryta i osoba zakłamana – to pierwsza
konstatacja, która przychodzi na myśl po lekturze dzisiejszego oświadczenia
gorzowskich politków oraz tego sprzed kilkunastu miesięcy, gdy bohater „Afery Surmacza” nawoływał gorzowskich
radnych do jednoznacznego stanowiska wobec innej radnej, wobec której żadne postępowanie
prokuratorskie nie było wówczas prowadzone…
Kalemu ukraść, to bardzo źle, ale
jak Kali ukraść to bardzo dobrze – i choć nikt i nic nie ukradł, to analogia
nasuwa się sama. Były wiceminister Marek
Surmacz dokładnie kilkanaście miesięcy temu nawoływał wiceprzewodniczącą Rady
Miasta Grażynę Wojciechowską do
ustąpienia z funkcji, gdyż w jego opinii dopuściła się „zachowań poniżających godność innych ludzi” oraz działań niegodnych
wiceprzewodniczącej Rady Miasta. „Pani
Grażyna Wojciechowska jest radną Klubu Radnych <Nadzieja dla Gorzowa>
wspierającego prezydenta miasta(…). Oczekujemy w jej sprawie jednoznacznego
stanowiska wszystkich radnych Gorzowa” – pisał 22 marca 2012 roku bohater „Afery
Surmacza”. Dzisiaj w podobnym tonie wypowiedzieli się liderzy gorzowskich klubów radnych: Marcin Kurczyna z SLD, Robert Surowiec z PO oraz Jakub
Derech - Krzycki z "Nadziei dla Gorzowa", żądając od bohatera "Afery Surmacza", niemal w podobnym tonie jak czynił to
przed laty on sam, rezygnacji z funkcji szefa Komisji Rewizyjnej. „W
naszym przekonaniu radny Surmacz łamiąc przepisy, w tym ustanowione przez Radę
Miasta Gorzowa, utracił prawo kontrolowania w jej imieniu zgodnego postępowania
innych osób. Dalsze piastowanie funkcji Przewodniczącego Komisji Rewizyjnej
naraża Radę na śmieszność i zarzut dzielenia ludzi na równych i równiejszych
względem prawa” – napisali w specjalnym oświadczeniu politycy, które zakończyli
niemal identycznym apelem, jak zwykł to czynić M. Surmacz. „Dlatego zwracamy się do panów Jakuba
Derech-Krzyckiego, Jerzego Wierchowicza
i Roberta Palucha o wycofanie
Grażynie Wojciechowskiej poparcia” – pisał ponad rok temu Surmacz. Dzisiejszy
apel gorzowskich samorządowców, nie przypadkiem, jest więc identyczny: „Dlatego zwracamy się do panów Mirosława Rawy, Romana Sondeja, Sebastiana
Pieńkowskiego, Roberta Jałowego
i Macieja Marcinkiewicza o wycofanie
Markowi Surmaczowi udzielonego poparcia”. Czy są jakieś różnice ?
Zasadnicze, bo wiceprzewodnicząca G. Wojciechowska nie była oskarżona o działanie na szkodę miasta i nie
toczyło się w jej sprawie żadne prokuratorskie postępowanie, a mimo to lider
PiS był bezkompromisowy. Inaczej niż w stosunku do siebie, chociaż pełni
funkcję bezpośrednio związaną z kontrolą władz miasta, które – kolokwialnie rzecz
ujmując – mógł naciągnąć według prokuratury na kilkadziesiąt tysięcy złotych.
To tak, jakby miejskiego ogrodnika przyłapać na sprzedawaniu kwiatków z miejskiego
klombu pod cmentarzem komunalnym. Na razie jednak mamy tylko grób – polityczny grób
„szeryfa” z PiS. On sam - od czasu G. Wojciechowskiej - zdążył już żądać rezygnacji z funkcji dyrektora ANR Tomasza Możejki, którego niesłusznie oskarżył o korupcję, ale słowa: "Przepraszam, źle oceniłem sytuację", nie powiedział do dzisiaj. To taka PRL-owska i milicyjna metoda "na chama", ale trzeba liczyć na to, że - tak jak w przypadku szefa Klubu Radnych PO - z interpelacją ponaglającą koszalińską prokuraturę do ukarania M. Surmacza wystąpi jego koleżanka Elżbieta Rafalska. Przecież jest uczciwą katoliczką i podwójnych standardów nie stosuje...