To zapewne nie przypadek, że w dniu posiedzenia regionalnych władz
lubuskiej Platformy Obywatelskiej - które miało miejsce w gorzowskim hotelu „Best
Western” - w pobliskiej „Askanie” odbywała się wystawa najbardziej jadowitych i
niebezpiecznych pająków, a na pobliskiej stacji paliw „Shell” wisiał bilbord: „Poprawiamy osiągi”. Pikanterii dodaje zupa, którą przyszło spożyć
byłemu wojewodzie i szefowej PO: krwista i gęsta pomidorowa…
Przewodnicząca PO Bożenna Bukiewicz i marszałek Elżbieta Polak na spotkaniu z
dziennikarzami pojawiły się punktualnie, a uczestnicy „pająkowej wystawy” musieli się zadowolić produktem nie do końca
kompletnym. Osiągi były jednak przyzwoite: za przewodniczącą Bukiewicz stanął
cały wianuszek lubuskich parlamentarzystów i brakowało tylko senatora Roberta Dowhana – który wciąż czeka na
potwierdzenie zgody na kandydowanie w Zielonej Górze oraz europosła Artura Zasady, który postanowił się „powiesić”, to znaczy „zawiesić” - swoje członkostwo w proteście
przeciw potraktowaniu Jarosława Gowina.
Jako iż w Parlamencie Europejskim przewodniczy komisji ds. współpracy z
Japonią, owe seppuku nikogo raczej nie dziwi, ale nikt też nie wierzył, że A.
Zasada to kandydat na Sioguna. „Chcemy podsumować
dotychczasowe osiągnięcia i działania. Przybyło nam w ostatnich latach w
regionie 104 radnych, wielu burmistrzów, a nawet wójt w gminie Dąbie” –
chwaliła się B. Bukiewicz, zapominając o tych co odeszli, których podstępnie zawiesiła
lub wyrzuciła, czekając – niczym pająk w relacjach ze złapaną w pajęczynę muchą
– na ich polityczną agonię. „Pani poseł
Bukiewicz jest naszym kandydatem na nową kadencję” – powiedziała znów
marszałek E. Polak, chwaląc swoją protektorkę za to, że „otwierała jej wszystkie drzwi w ministerstwach”, choć nie jest
tajemnicą, że tak na co dzień i bardzo przyziemnie, to drzwi poseł Bukiewicz
otwiera właśnie marszałek Polak, która na kolanach i w pokorze, wisi również
przy jej poselskiej klamce. „Przekształcenie
gorzowskiego szpitala w spółkę i podjęta w tej sprawie uchwała, to ogromna
zasługa pani przewodniczącej, która była inicjatorką tego przedsięwzięcia, a
sam pomysł urodził się w Zielonej Górze” – dodała marszałek, co wśród
stojących za paniami posłów wywołało delikatny uśmiech i mrugnięcie typu: „Piwo
bezalkoholowe”. Jako iż gorzowskie środowiska polityczne zawsze „smrodziły”
Zielonej Górze, nie dziwi konstatacja, która zaliczona została do sukcesów. „Gorzów też ma sukcesy w zakresie czystości
powietrza” – powiedziała marszałek, a chwilę później zabrał głos poseł Witold Pahl, który ów sukces delikatnie
zdeprecjonował. „Mamy demokrację w partii
i jest też drugi kandydat pan minister Marcin Jabłoński, a bez niego wielu
sukcesów w regionie by nie było” – powiedział polityk, którego
przewodnicząca wydawała się mieć w 2011 roku w pajęczynie, ale nie wyszło, bo
wyborcy jego kompetencje, wiedzę oraz dokonania ocenili nie po raz pierwszy i
ostatni bardzo wysoko. „W Platformie
zakończyliśmy teatr jednego aktora, który trwał zbyt długo. Przechodzimy do
politycznej jesieni” – powiedział z kolei ekswicemarszałek Stefan Niesiołowski, co można
zinterpretować ambiwalentnie jako odniesienie do byłego wiceministra
sprawiedliwości, ale też dosłownie: po wyborach nowego szefa lubuskiej PO głowy
kontrkandydatów B. Bukiewicz spadać będą jak jesienne liście z drzew, by przed
wyborami lubuską platformę spowiła zima i wielka zmarzlina. Nieśmiało próbuje
temu zapobiec wiceminister i kandydat na szefa PO Marcin Jabłoński, który w hotelu „Best Western” pojawił się godzinę
później, ale ze skromniejszym wianuszkiem zwolenników i dużo większą ilością
truizmów. „Nie chcę, aby jednych nazywano
w Platformie Obywatelskiej <kandydatami z południa>, a innych <kandydatami
z północy>. Ja jestem kandydatem wszystkich członków partii” –
powiedział wiceminister. Można było nawet odnieść wrażenie, że – wzorem tej
krajowej – rozpoczęła się kampania pozyskiwania dla poszczególnych kandydatów
poparcia wśród szeregowych członków. Tymczasem, kandydaci są zakładnikami „zaledwie”
lub „aż” delegatów na zjazd regionalny, a to oznacza, że zdecydowaną przewagę ma
dotychczasowa przewodnicząca. Gdyby był to konkurs piękności lub plebiscyt sympatii
wśród zwykłych działaczy, to wiceminister M. Jabłoński byłby faworytem, ale
przewodniczącego wybierać będą w przeważającej większości działacze szczebla
średniego i wyższego, a oni kierują się chłodną kalkulacją – osobistą,
środowiskową lub lokalną. Tu nie ma sentymentu, a Jabłoński odbierany jest jako
kandydat lubuskich elit różnej proweniencji, a nie zwykłych działaczy. „Co on pieprzy ? Jak był marszałkiem i
wojewodą, to obiecywał mi wszystko, a tak naprawdę nie mogłem się z nim nawet
spotkać. Cwaniaczek!” – mówił do innych członków Rady Regionu, przysłuchujących
się konferencji wiceministra, członek tego gremium. Zresztą kontrkandydata B.
Bukiewicz z politowaniem słuchał nawet przewodniczący Sejmiku Wojewódzkiego Tomasz Możejko, który przy wszystkich
swoich wadach, ze swoją pracowitością oraz kontaktem ze strukturami, byłby na
obecne czasy kandydatem idealnym. Inaczej mówiąc – czy tego chce czy nie, były
marszałek i wojewoda M. Jabłoński skazany jest na pełnienie w lubuskiej
platformie roli Radosława Sikorskiego:
słusznie chwalony za kompetencje i umiejętności, ludzie garną się do niego, aby
choć przez chwilę z nim porozmawiać i poczuć się kimś ważnym, ale głosu na
niego nie oddadzą, bo wiedzą doskonale, że po elekcji ich kontakt ograniczy się
do Twettera i Facebooka…