Przejdź do głównej zawartości

Dr Michał Bajdziński - Historia jest nauczycielką życia

Historia jest nauczycielką życia. Kiedy Cyceron wygłosił swoją słynną maksymę nie spodziewał się, że będziemy się do niej odwoływać dwadzieścia wieków później. W momentach kryzysów i pojawienia się problemów, które nie wiemy jak rozwiązać przypominamy sobie zdarzenia z przeszłości.

Czego uczy nas historia gorzowskiego szpitala? Każda strona ma własne nauki z tym związane. Jedni bardzo chcieliby aby ich sprawki zapomnieć, inni aby ich zasługi zapamiętać. Politycy SLD dużo by poświęcili, aby w Gorzowie mieszkańcy zapomnieli czas kiedy stworzyli warunki w szpitalu do powstania gigantycznego długu, marnotrawstwa i prywaty. Niestety dla nich, Gorzowianie pamiętają. Pamiętają również moment kiedy łączono trzy szpitale, czyli trzy biedy połączyli w jedną wielką biedę. Dzisiaj nauka z tego taka, że wiemy, jeśli coś jest publiczne, to jest traktowane jakby było niczyje i pozbawione kontroli społecznej wyrodnieje.
Kolejne zarządy szpitala nadal były zależne od partii politycznych, ale kierowanie nim stawało się bardziej spersonalizowane. Wcześniej zarząd był bardziej anonimowy, a partia eksponowała swoją troskę o dobro społeczne. Teraz politycy, po lekcji historii unikają jasnych i ostatecznych deklaracji. Szpital przez to wydaje się powszechnej opinii publicznej jakby mniej partyjny, mówimy o dyrekcji Wandy Szumnej, Andrzeja Szmita lub Marka Twardowskiego. Politycy wypracowali sobie system polegający na nieangażowaniu się w sprawy, które oględnie mówiąc nie mogą przynieść im splendoru. Tylko czasem w sprawach szpitala pisali listy, mobilizowali dyspozycyjnych dziennikarzy lub apelowali o spokój. W szpitalu pojawiali się najczęściej aby przeciąć jakąś wstęgę, a kiedy trzeba było zamknąć jakąś poradnię lub zawiesić wykonywanie usługi z powodu braku kadry lub środków trzymali się daleko. Trwali jednak w pogotowiu do reakcji w sytuacji, kiedy kolejni dyrektorzy zaczęli odnosić większe lub mniejsze sukcesy. Natychmiast przypominano im jakie jest ich miejsce w szeregu i komu wolno wypinać pierś. Pod jakimkolwiek pretekstem pozbywano się ich bez sentymentów. Paradoksalnie każdy sukces dyrektora przybliżał go do dymisji. Wyjątkiem nie był dyrektor Marek Twardowski. Postawiony do boju jako wybitny generał, od pierwszego dnia rozpętał wojnę na kilku frontach, rozegrał wiele bitew, część z nich wygrał część przegrał. Zaczął od próby zneutralizowania potencjalnych oponentów z Rady Społecznej, potem przyszła kolej na związkowców i lekarzy. Zorganizowano skoordynowaną akcję publicznego dyskredytowania członków Rady. Kiedy bitwa po bezprawnym wniosku dyrektora o odwołanie Rady przechylała się na stronę społeczną, użył jeszcze swojego zbrojnego ramienia, czyli ochrony szpitala. Ostatecznie jednak musiał poddać się społecznej kontroli i odpowiadać na pytania, podawać informacje, porozumieć się ze związkowcami, a bezpodstawnie zwolnionym z pracy zapłacić odszkodowania. Jaka z tego nauka dla społeczności? Warto się organizować, prowadzić debaty, zmuszać aktywnością obywatelską polityków do działania i szanowania prawa.
Ponownie udała się mocodawcom dyrektora szpitala powtórka z historii. Przez ponad rok w tle wojowniczego dyrektora liczyli swoje straty, nakazywali zawieszenia broni i rozejmy. Niby klasyczny scenariusz, dyrektor robi swoje i w odpowiednim momencie się go dymisjonuje i nie ma tu większego znaczenia, że ostatni dyrektor nie dał tej satysfakcji swoim przełożonym i sam zrezygnował. Może wierzył, że zostanie potraktowany inaczej niż poprzednicy, a może nie odrobił lekcji z historii.
Dopiero opada kurz po ostatecznej bitwie, więc zbyt wcześnie na oceny. Nie ma strony, która nie poniosła strat. Jak one są duże okaże się już wkrótce. Miejmy nadzieję, że przekształcenie szpitala i szanse jakie daje zniwelowanie jego długu będą większe niż straty społeczne, ekonomiczne i polityczne. Nasuwa się jeszcze jedna myśl Cycerona: „Najtrudniej o przyjaźń wśród tych, którzy ubiegają się o zaszczyty w służbie państwowej. Gdzie bowiem znajdziesz takiego, który godność przyjaciela przeniósłby ponad swoją?

MICHAŁ BAJDZIŃSKI

Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...