Przejdź do głównej zawartości

Jedna karta z historii politycznego hipokryty...

Pamięć jest ulotna, a przecież dzisiejszy bohater opozycji nie wziął się z kosmosu – podobnie jak jego koledzy i koleżanki z PiS, którzy już w latach dziewięćdziesiątych uznawani byli w środowiskach prawicy za gorszych i mniej utalentowanych. Jeden nie dostał się do Sejmu z pierwszego miejsca, a druga zaczynała jako kiepska dyrektor wydziału w urzędzie wojewódzkim. Dziś „kozaczą” w obronie byłego milicjanta ze strachu lub po prostu oszaleli…

Tylko naiwni lub osoby, które nie znają relacji z lat dziewięćdziesiątych wierzą, że poseł Elżbieta Rafalska z PiS szanuje i docenia dorobek swojego partyjnego kolegi Marka Surmacza. „Ona się go boi, a on pamięta ją z okresu działalności w nauczycielskiej <Solidarnośc>i i traktowania jej jako polityka z przymrużeniem oka” – mówi działacz zaangażowany w samorządową kampanię Akcji Wyborczej Solidarność w 1998 roku. Surmacz miał wówczas opinię nie tylko „podejrzanego milicjanta”, ale przede wszystkim zdrajcy, który w imię realizacji własnych interesów zdradził przybrane sobie na chwilę środowisko ZChN-u i wystartował do Senatu z list nacjonalistycznego Ruchu Odbudowy Polski. Do łask rządzącej Polską formacji wrócił dzięki posłowi Kazimierzowi Marcinkiewiczowi, który – nie wiedzieć dlaczego – uczynił go szefem swojego biura. To wówczas zasłynął obrzydliwym oskarżeniem szefa dzisiejszej „Solidarności” Jarosława Porwicha, że podczas bójki wywołanej w siedzibie partii przez jego równie niezrównoważonego emocjonalnie kolegę Waldemara Flugela, ten był pod wpływem alkoholu i jakichkolwiek jego słów nie należy brać na poważnie. „Porwich jak zwykle był pijany, co było widać i czuć. Jego nie można traktować poważnie” – mówił w 1998 roku w gorzowskiej prokuraturze M. Surmacz. Okazuje się, że to dopiero początek jego ekscesów i ten były działacz bliskiego partii komunistycznej Stronnictwa Demokartycznego, a także funkcjonariusz PRL-owskich służb mundurowych, to mistrz socjotechniki potrafiący wykreować się na jednego z najbardziej aktywnych „opozycjonistów” z okresu sprzed 1989 roku. „To ściema, bo gdyby nie zaimponował Bronkowi Żurawieckiemu swoją bezkompromisowością przy weryfikacji byłych milicjantów, co było bardziej cyrkiem i leczeniem kompleksów, to dziś byłby w jednym klubie z Kachanowskim i Bukartykiem” – mówi NW polityk PiS, a niegdyś w AWS. Nikt jednak nie zastanawiał się nad tym, na ile marka „Surmacz” – to produkt na miarę „Made in „Kononowicz”, a na ile poważny polityk. Poważny był przez chwilę jako wiceminister i doradca Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, ale i wtedy okazał się klaunem, gdy wysłał podległego sobie policjanta z hamburgerami do kolejowej salonki, którą podróżowała dzisiejsza posłanka i przyszła kandydatka PiS na prezydenta Gorzowa. W samym PiS-ie szanują go tylko ci, którzy się go boją lub mają coś na sumieniu. Ludzie uczciwi i porządni potrafią mu się oprzeć oraz przeciwstawić, choć Surmacz skrupułów nie ma. „Na osoby, które aspirują do stanowisk w administracji rządowej czy samorządowej, nie powinien padać żaden cień podejrzeń” – mówił 6 września 2007 roku w „Gazecie Wyborczej” na temat szanowanego i cenionego menadżera Macieja Fleischera, który skazany nigdy nie był. Oskarżyciel dziś udaje głupka – choć strać się raczej nie musi - iż nie wie o co chodzi, gdy liderzy wszystkich formacji oczekują rezygnacji z funkcji szefa Komisji Rewizyjnej, gdyż prokuratura bada „Aferę Surmacza” w kontekście możliwości udziału osoby byłego wiceministra w wyłudzeniu kilkudziesięciu tysięcy złotych na szkodę miasta. „To nie są standardy Prawa i Sprawiedliwości” – mówił w 2007 roku, a dziś swoich kolegów z Rady Miasta wyzywa od „bolszewików”, bo oczekują od niego tych samych standardów, których on oczekiwał od innych. A przecież, choć sam przez dziesięć lat udawał dyletanta w relacjach z Zakładem Gospodarki Mieszkaniowej, nie dalej jak 15 grudnia 2010 roku innych chciał uczyć procedur standardów: „Jak będę pracował w Komisji Rewizyjnej Rady Miasta, to będę miał okazję przedstawiać moim kolegom propozycje dotyczące zawierania umów”. Zawsze oskarżał na lewo i prawo, ale nigdy nawet przez chwilę nie zastanawiał się nad sobą. W sprawie betonu przy budowie Centrum Edukacji Artystycznej 29 marca 2011 roku: „Przetarg był ustawiony i prokuratura ma tutaj co robić”. Kilka miesięcy później 15 września 2011 roku w sprawie starosty sulęcińskiego Stanisława Kubiaka: „W obronie autorytetu państwa wojewoda powinien skierować do premiera wniosek o wygaszenie mandatu Kubiaka”. Oskarżeń nigdy nie ograniczał do granic administracyjnych, dlatego 12 grudnia 2011 roku perorował także w sprawie starosty z Choszczna, który został uniewinniony przez gorzowski Sąd Okręgowy od zarzutu jazdy na podwójnym gazie: „To skandaliczna praktyka sądów wobec ludzi władzy!”. Dwa miesiące wcześniej zarzucał swoim konkurentom w drodze na Wiejską malwersacje finansowe, sugerując iż oszukują finansując kampanię wyborczą. „Pranie brudnych pieniędzy służy zdobyciu władzy i to powinni wyborcy dostrzec” – mówił 3 października 2011 roku. Kiedy w kwietniu 2012 roku media nagłośniły ekspresywne wypowiedzi wiceprzewodniczącej Grażyny Wojciechowskiej – ale nie nieuczciwość jak w jego przypadku – co jak ulał pasuje do dzisiejszej sytuacji, nie miał wątpliwości:  „To jest zachowanie dyskwalifikujące osobę na funkcji wiceprzewodniczącej”. Analogii do siebie w roli szefa Komisji Rewizyjnej nie widzi, ale jest ich znacznie więcej. Nie dalej jak 1 czerwca 2012 roku zażądał głowy radnego Marcina Guci w związku z zarzutami w sprawie „martwych dusz” i znów sytuacja – wypisz wymaluj – jest jak z lustra w którym jeszcze się goli M. Surmacz. „Pan Marcin Gucia zgodnie z zasadami głoszonymi przez siebie wcześniej oraz zasadami głoszonymi przez wiodących polityków PO, powinien złożyć mandat radnego” – mówił czołowy hipokryta i przyszły wiceprezydent Gorzowa, gdyby włodarzem miasta został E. Rafalska. Ostatnia jego akcja to „kamyk do ogródka” przewodniczącego Tomasza Możejki i poseł Bożenny Bukiewicz, których niesłusznie oskarżył o korupcję.„Uznałem, ze zachowanie Tomasza Możejki należy kwalifikować jako przestępstwo łapownictwa czynnego. W dalszej konsekwencji zarzucam szefowej Platformy Obywatelskiej przyjęcie korzyści majątkowej, a więc łapownictwa biernego” – mówił 23 lipca 2012 roku. Kiedy jednak politycy lewicy zarzucili mu, że nie wykonał sądowych wyroków, a co za tym dalej idzie – nie wpłacił na rzecz Hospicjum św. Kamila zasądzonej nawiązki finansowej kręcił i ściemniał jak komunistyczny milicjant lub działacz satelickiego Stronnictwa Demokratycznego – do którego notabene <za komuny> należała też E. Rafalska: „Podano mi pewnie przez pomyłkę prywatne konto i ja te pieniądze przelałem, ale okazało się iż był to prywatny rachunek prezesa Stowarzyszenia” – mówił główny „szeryf Gorzowa” ze szczerością godną odkrywcy Klewek i lądujących tam Talibów. Błędy popełnia każdy, nie ma ludzi nieomylnych, ale tylko nieliczni potrafią przyznać się do błędu...

Popularne posty z tego bloga

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Komarnicki chce być kanonizowany ! Ale najpierw celuje honorowego obywatela ...

Były komunistyczny aparatczyk w drodze po kolejne zaszczyty. Lokalni decydenci zastanawiają się,  czy nie będzie to pierwszy krok do żądania koronacji lub rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego. Bardziej wtajemniczeni obawiają się nawet, czy rezygnacja z urzędu biskupa diecezjalnego przez Stefana Regmunta, to nie jest pierwszy krok w drodze PZPR-owskiego aktywisty po zaszczyty kościelne...                      ...bo skoro Władysławowi Komarnickiemu nie wystarczają już zaszczyty świeckie, to jest obawa iż sięgnie po te, które dotychczas zagwarantowane były głównie dla duchownych. W tym wieku i tak „ już nie może ”, a żonę bez problemu mógłby umieści ć w klasztorze sióstr klauzurowych w Pniewach. Fakty są takie, że do przewodniczącego Rady Miasta Roberta Surowca wpłynęły cztery wnioski o nadanie W. Komarnickiemu tytułu „ Honorowego Obywatela Gorzowa Wielkpolskiego ” i gdyby nie rozsądek niekt...

Znamy Jerzego i Annę, a teraz jest także Helenka Synowiec

Dzieci z polityką nic wspólnego nie mają, ale gdy w rodzinie wybitnych prawników i znanych polityków pojawia się piękna córka, nie jest to temat obojętny nad Wartą dla nikogo. Mecenas Synowiec ma powody do radości, jego urocza żona i matka Anna jeszcze więcej, a mieszkańcy Gorzowa powinni mieć nadzieję, że za kilkanaście lat, także ich córka mocno dotknie Gorzów swoją obecnością... ...bo choć dzisiaj Helenka Synowiec jest jeszcze osobą nieznaną, to za kilka lat będzie bardzo obserwowaną. Jednych takie podejście irytuje, ale ponad wszelką watpliwość w Gorzowie nikt z nazwiskiem „Synowiec”, nie może być kimś przeciętnym. „ Przedstawiam Wam nowego członka mojej rodziny córeczkę Helenkę – gorzowiankę, która urodziła się 11.10.2016 r, o godz. 8:35 ” – ogłosiła na portalu społecznościowym Anna Synowiec . Ktoś powie, że to nie temat, ale to jest właśnie temat, gdyż nikt z bohaterów nie jest przeciętny: ani ojciec, ani matka, ani nawet córka.          ...