Noszą berła w teczkach, ale na razie wolą pracować na liderów swojego
środowiska, niż kreować samych siebie. Paradoksalnie, to właśnie oni są dzisiaj
głównymi rozgrywającymi w obozach polityków, ubiegających się o kierowanie
lubuskimi strukturami Platformy Obywatelskiej. Jeden to „schwarzcharakter” – grający ostro i bez skrupułów, a drugi to typ „intelektualnego pracusia” – który jest
skuteczny, ale w ramach ustalonych zasad…
Zdolni i skuteczni. Mogliby grać tylko na siebie, ale stoją w cieniu i wspierają swoich patronów. Przed nimi wszystko, a równych im nie ma... |
Mowa o szefie Sejmiku
Wojewódzkiego i dyrektorze ANR Tomaszu
Możejce oraz sekretarzu gorzowskiej PO i wiceszefie lubuskiego PIH-u Tomaszu Gierczaku. Obaj mają nieograniczony dostęp do swoich
liderów – pierwszy do poseł Bożenny
Bukiewicz i marszałek Elżbiety Polak,
a drugi do wiceministra Marcina Jabłońskiego
i wojewody Jerzego Ostroucha. Poza
wszelkimi wątpliwościami, to właśnie oni organizują swoim patronom partyjny
elektorat, inicjują spotkania oraz zdają relację z pierwszych linii
politycznego frontu. Co ciekawe – łączy ich to, że nikt nie chce się na ich
temat wypowiadać z imienia i nazwiska. W przypadku Możejki: żeby mu nie podpaść
i nie mieć problemów, a w przypadku Gierczaka: by nie zaszkodzić jemu samemu. „Tomek Gierczak to taki nasz gorzowski Możejko.
Z racji bycia kiedyś członkiem władz województwa ma dobre kontakty na południu, a przy
tym jest zawsze tym, który organizuje wszelkie głosowania i mobilizuje tych,
których trzeba” – mówi działacz gorzowskiej PO. Inny stanowczo jednak
protestuje przeciwko takiemu postrzeganiu swojego kolegi. „Nie życzę Tomkowi, aby był taki jak Możejko”- mówi działacz. Sam Gierczak zaprzecza, aby
jego wpływy były tak wielkie, ale w gorzowskich szeregach partii wiedzą swoje:
jeśli wśród działaczy PO ktokolwiek ma potencjał szyty na miarę marszałka
województwa lub posła, to jest to właśnie on. „Tomek mierzy na razie tylko w przyszłą kadencję Rady Miasta, ale
przecież był wicemarszałkiem, doradzał wojewodzie i jest urzędnikiem
państwowym, a to są atuty, których nie ma w naszych szeregach zbyt wielu” –
mówi jeden z rozmówców. Niejako na przeciwległym biegunie znajduje się Tomasz
Mozejko, któremu można zarzucić wiele, ale nie brak skuteczności, zdolności organizacyjnych
oraz popularności wśród zwykłych działaczy. „Jest po prostu pracowity i pod tym względem nie ma sobie równych.
Zarzucają mu, że dużo zarabia, ale zapytajcie działaczy partii, kto najczęściej
wspiera ich inicjatywy finansowo w postaci nagród i tym podobnych, albo kto
jeździ na te wszystkie festyny i dożynki” – konstatuje jeden ze stronników
szefa ANR, podając przykład dofinansowania przez Możejkę nawet przedsięwzięcia
organizowanego w październiku przez
Grażynę Wojciechowską. Co w takim razie łączy obu panów ? Umiejętność bycia
w cieniu, lojalność względem swoich patronów oraz zdolność integrowania innych
wokół ważnych politycznie celów. „W
gorzowskiej platformie nikt nie ma takiego autorytetu jak Gierczak, a taka
Hatka lub Sibińska mogą o takim mirze tylko marzyć. Ta ostatnia nie wygrałaby
wyborów, gdyby nie poczynione przez Tomka przygotowania” – relacjonuje polityk
i samorządowiec. Podobne opinie można usłyszeć w szeregach stronników T.
Możejki: „Nie ma dobrych notowań u posłów
czy senatorów, którzy traktują go trochę z przymrużeniem oka, ale już Bukiewicz
wie, że bez niego wiele nie zwojuje. Mi się wydaje, że ma coś obiecane i czeka
na swój czas, a dzięki Maćkowi Nawrockiemu, jeśli tylko będzie chciał, mandat
posła ma pewny nawet przy słabych wynikach całej partii”. Panowie są jednak
zakładnikami misji, której się podjęli i to od niej – jej sukcesu lub porażki –
zależy dalsza kariera polityczna, albo jej zahamowanie. Jeśli wybory wygra
przewodnicząca Bukiewicz, polityczna trajektoria byłego wicemarszałka i
współpracownika dwóch kolejnych wojewodów, na wiele lat zatrzyma się na
Gorzowie. Gdy wygra wiceminister Jabłoński, dobra passa T. Możejki może zostać
przerwana i nie pomogą tu najlepsze umiejętności organizacyjne, bo nie dostanie
się na listę wyborczą. Wydaje się jednak, że co ich nie zabije, może tylko
wzmocnić, bo obaj przeżyli polityczne „katharsis”. Możejko po rezygnacji z
przywództwa PO Jacka Bachalskiego,
którego był prawą ręką, a Gierczak po rezygnacji z pracy w Zarządzie
Województwa, gdy marszałek Elżbieta Polak chciała zrobić z niego „kozła ofiarnego”. Jedno jest pewne –
różni ich wszystko, ale łączy jedno: są lojalni i skuteczni…