Szok bywa ozdrowieńczy i dołujący, ale politycy wolą „filozofię ciepłej
wody w kranie” i rolę kulturalnego impresario. Najczęściej szokują jednak
obojętnością na realne problemy oraz kreowaniem się tych, którymi nie są.
Lepiej robić swoje niż czekać na katastrofę…
Kanadyjska intelektualistka Naomi Klein w swojej książce „Doktryna
szoku” przedstawiła pogląd, że błyskawiczne wojny, stosowane w bitwach taktyki
zaskoczenia lub nagłe kataklizmy czy zdarzenia polityczne pozwalają na równie
dynamiczne i twórcze zmiany, które wcześniej nie były możliwe. Nawet największe
tragedie ludzkości, jak tsunami, które zmiotło tysiące wiosek leżących na
wybrzeżu Sri Lanki, wielka powódź, która zatopiła Nowy Orlean, wojna w Zatoce
Perskiej, która pochłonęła wiele ofiar mogą zapoczątkować coś nowego, coś co
daje nowe możliwości. Na wybrzeżach dotkniętych tsunami w ciągu dwóch lat
powstały nowoczesne hotele i ośrodki turystyczne. Okoliczna ludność znalazła
lepszą pracę i poprawiły się im warunki życia. W Nowym Orleanie przed powodzią
narzekano powszechnie na niski poziom nauczania w szkołach i kiepski stan
budynków szkolnych. Po powodzi, wybudowano nowe szkoły, zmieniono zarządzanie a
poziom edukacji wyraźnie się poprawił.
Jakie możemy wyciągnąć wnioski z
obserwacji Naomi Klein w naszym środowisku miasta lub regionu? Pewnie nie taki,
że musi Warta zalać gorzowskie szkoły, żeby poprawić ich efektywność, również
nie oczekujemy, że wydarzy się
katastrofa na linii kolejowej do Krzyża (pierwsze ostrzeżenie już
wystąpiło w Strzelcach Krajeńskich). Czy koniecznie musi zajść jakieś szokujące
i przerażające wydarzenie aby dokonać zmian, aby przełamać obstrukcję i „nicniemożność” ?
Naturalnie jeśli chcemy spokojnych
zaplanowanych zmian, to społeczną uwagę kierujemy na polityków, bo to oni piszą
plany i strategie. Niestety, kiedy zapewnią nam ciepłą wodę i koncerty Mozarta,
ewolucja przestaje nam się podobać.
No cóż, taka nasza ludzka natura,
wolimy szok i przerażenie, bo lepiej zapamiętujemy , to co nagłe i dotkliwe.
Dzięki temu przeżyliśmy jako gatunek. A czy przeżyją politycy? Wydaje się, że
tak, widząc zadowolonych, najedzonych i wystrojonych w firmowe kurteczki
związkowców na zaplanowanej do szczegółu demonstracji. Nie zmieniła tego „gowinada” z liderem o ekspresji kapiącej
wody. Czy zmienią coś zaskakujące swoim przebiegiem wybory w miejskim kole
partyjnym? Był krótki moment poszerzenia źrenic i rumieniec na twarzy, ale czy
to wystarczy? Pożyjemy – zobaczymy, sakramentalne zapowiedzi zmian padły.
Tymczasem róbmy swoje, nie czekajmy aż inne miasto zaleje powódź, bo tam nie ma
rzeki i leży daleko od morza.
Dr MICHAŁ BAJDZIŃSKI