Przejdź do głównej zawartości

Grzegorz Musiałowicz - Byliśmy, jesteśmy, miniemy...

Ponoć sport łączy, ale tylko ludzi mądrych, bo głupich z reguły dzieli. Tak zresztą jak polityka. Wśród mieszkańców jednego miasta czy całego kraju potrafią być znacznie głębsze, niż te wynikające z kibicowania żużlowi czy nożnej piłce. Wynikają one z prostej potrzeby – określenia punktu odniesienia, by w opozycji do niego czuć własną, „lepszą” tożsamość. I z tego punktu widzenia są pożądane. Potrzebny jest wróg, przeciwnik, obcy, inny.
Uprzedzam, że uprzedzony jestem z natury do takich podziałów. Jedyne bowiem, co tworzą, to niepotrzebną wrogość tam, gdzie nie jest wskazana. Tak samo w polityce. Skoro „tamci” mają mowę nienawiści, to „my” pouprawiamy miłość. Znaczy – politykę miłości będziemy społeczeństwu demonstrować. Przy okazji powalczymy z kibolami, co przysporzy nam chwały, a grupę tę wepchnie w polityczne objęcia przeciwnika. Ten przyjmie ich chętnie w czułe objęcia, bo własny elektorat mu się naturalnie kurczy. Narybkowi nada się określenie „kibiców patriotycznych”, rozbudzając dumę, że są lepsi niż „tamci”. Niż kibice niepatriotyczni i cała zgniła kosmopolityczna reszta.
To, że rozbudzanie wrogości wśród społeczeństwa nie jest wskazane, to oczywiście mało istotny argument. Z punktu widzenia wpływów, głosów w wyborach i lepszego dookreślenia własnej tożsamości jest po prostu niezbędne. Wiedzą o tym politycy, wiedzą o tym sportowi działacze. Stąd próby zmienienia takiego stanu rzeczy budzą tam opór od samej góry. Bo należy bronić „swoich”, bo kruk krukowi oka nie wykole, bo lekarz uczciwy nie „zasypie” nieuczciwego lekarza przed innymi. Taka forma grupowej – bo przecież nie społecznej – solidarności.
Problem pojawia się tylko z wiarygodnością. Dla bacznych obserwatorów różnych form życia i współistnienia, nie tylko tego partyjnego, jawi się obraz wypaczonych form tego współżycia i tego współistnienia. Wszystkim stronom tak zwanego dialogu w komisji trójstronnej rozmowy często nie były przydatne. Zawsze można pokazać drugą stronę jako tę nieodpowiedzialną, zrywającą rozmowy, a nierzadko wręcz do tego zrywania ją prowokować. Konflikt dobrze rozegrany politycznie jest na rękę i może pokazać, że owa druga strona jest be. A jeśli jeszcze uważa się ją za słabą, no to można pozwolić sobie pohasać. Choć zaogni to istniejące konflikty jeszcze bardziej.
A gdy wiemy, że na przykład najbliższych wyborów możemy nie wygrać, warto jeszcze zostawić następcom (tak zresztą, jakby zrobiliby nam również oni) trochę kukułczych jaj i różnych problemów do rozwiązania. Niech się martwią. Bo państwo, jego siła, bogactwo i rozwój są mniej ważne, przyszłość jego obywateli jest mniej ważna. Tak jak złamany nos kibica wrogiej drużyny. Nawet jeśli to drużyna z tego samego miasta, tylko w innej dyscyplinie.
Bo patriotyzm to „my”, a to co złe to „oni”. Tak było (nie zawsze), tak jest (bardzo często) i nie zanosi się na zmianę sposobów myślenia. Ważne że wygraliśmy, że byliśmy, że mieliśmy swoje pięć minut. Miniemy to miniemy, takie życie. A że po nas przyjdą inni i choćby potop? Że to, czego zaniechaliśmy, niekorzystnie odbije się na kolejnych pokoleniach i kolejnych rządach? Że nie wpłynie to dobrze na poziom zaufania, na rozwój Polski i jakość życia obywateli? Trudno. Takie życie.

GRZEGORZ MUSIAŁOWICZ

Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...