Przejdź do głównej zawartości

Doradca na prochach...

Ze świeczką szukać tak „oddanego służbie publicznej” doradcy, który trafił się wojewodzie Jerzemu Ostrouchowi. Niby „wart Pac pałaca”, ale niesmak wokół byłego szefa Filharmonii Gorzowskiej jest poważny. Pomyśleć, że ktoś taki doradza reprezentantowi rządu w regionie. Sądowe wynurzenia wskazują na to, że dymisja była słuszna, ale już nominacja – nieporozumieniem. Jest też wersja, że broniąc niegdyś swojego dorobku w radiu – po prostu bredził, gdyż był na prochach. A w sądzie ? Może też coś brał…

Gdyby po odejściu z Filharmonii Gorzowskiej nie chciał funkcjonować
w przestrzeni publicznej, to wszystko byłoby dobrze. Ale przecież dalej
chce tu być - niech więc mówi bez "wspomagaczy"...
…tak przynajmniej wynika z protokołu procesu, który dzisiejszy doradca wojewody lubuskiego Krzysztof Świtalski wytoczył Centrum Edukacji Artystycznej – Filharmonii Gorzowskiej, domagając się przy tym od swojego byłego pracodawcy odszkodowania. Tym samym łatwo znaleźć wspólny mianownik pomiędzy wojewodą lubuskim Jerzym Ostrouchem oraz jego doradcą – skłonność do chorób oraz niska odporność psychiczna. Pierwszy zachorował w dzień planowanego odwołania z funkcji wicedyrektora Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego, a drugi w dniu odwołania z funkcji dyrektora Filharmonii Gorzowskiej. Obaj ozdrowieli w momencie otrzymania angażu w charakterze doradców wojewody – pierwszy Marcina Jabłońskiego, a drugi J. Ostroucha. „Zażyłem w domu leki antydepresyjne, nie pamiętam jaki to był dzień. Czułem się zaszczuty i postanowiłem udać się do lekarza. Nie pamiętam adresu(…)” – opowiadał podczas rozprawy sądowej, która od czerwca toczy się przed gorzowskim Sądem Rejonowym K. Świtalski. W środę 24 września br. w charakterze świadka zeznawał również prezydent Gorzowa Tadeusz Jędrzejczak, którego powód oskarżył o absurdy godne konsumenta nie opakowań, ale całych hurtowni leków antydepresyjnych. „Zadzwoniła do mnie Lidia Matys z Urzędu Miasta z prośbą, abym wstawił się w gabinecie Prezydenta. Nie pamiętam czy było to przed czy po tym jak zarejestrowałem się u lekarza(…). Jak poszedłem na spotkanie miałem przy sobie druk zwolnienia lekarskiego” – zeznawał dzisiejszy doradca wojewody, nie zdając sobie sprawy iż bredzi, skoro wcześniej twierdził iż nie pamięta jak było w rzeczywistości tj. czy był „przed” czy „po”. Najlepsze jednak zostawił w swoich zeznaniach na później, twierdząc iż w momencie przedstawienia mu przez prezydenta T. Jędrzejczaka dokumentu odwołującego z funkcji dyrektora FG, poinformował go iż jest na zwolnieniu lekarskim. „Poinformowałem prezydenta, ze jestem na zwolnieniu lekarskim, a wizyta w jego gabinecie ma charakter prywatny(…). Prezydent złapał mnie za ramiona i szarpiąc mnie powiedział <podpisz to>. Nie wiem co miałem podpisać. Doszło do krzyków i szarpaniny ze strony Prezydenta” – bredził ku uciesze sądu, ławników oraz obecnych na Sali K. Świtalski. Analiza podobnych wynurzeń powinna spowodować śmiech i zdegustowanie, ale biorąc pod uwagę iż kilkudziesięciominutowe zeznania co chwilę przeplatane były sformułowaniami: „Przyjmowałem leki Afoban i Pramolan”, „W dniu 19 marca byłem po zażyciu dużej dawki leków”, „Po zażyciu leków czułem się otumaniony”, „Lek zażyłem w przeddzień, wieczorem i rano”, „Zażyte przeze mnie leki”, „Dawniej te leki wypisywał mi”, „Nie wiem, które leki zażyłem przed spotkaniem”, „Zażyłem lek, bo bałem się treści zadawanych mi pytań” – można tylko współczuć i zastanawiać się, czy doradcę wojewody, a w przeszłości dyrektora Filharmonii Gorzowskiej, nie spotkało to samo co niegdyś prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. „Moje wypowiedzi były efektem dawkowania silnych leków” – mówił prezes PiS, by tłumaczyć w ten sposób kolejne brednie na temat „katastrofy Smoleńskiej”. Z drugiej strony – warto wierzyć doradcy wojewody, bo 19 marca - a więc w dzień zażycia ogromnej ilości leków oraz odwołania z funkcji - mówił w Radiu Gorzów rzeczy, które zgodnie z jego diagnozą,  mogły być efektem działania psychotropów. „Całe te zamieszanie wokół filharmonii oraz wokół mojej osoby powoduje, że publiczność ma dosyć tej otoczki wokół instytucji. Wydaje mi się, że przez te pół roku wypracowaliśmy dobrą komunikację ze społecznością, a frekwencja była na koncertach wspaniała. Ciężko mówić iż coś jest nie tak z zarządzaniem oraz samą instytucją” – mówił pod wpływem psychotropów b. dyrektor, który w sądzie zeznawał: „Moje zwolnienie lekarskie nie było zamierzone. Gdybym wiedział, czego ma dotyczyć rozmowa z prezydentem nie przyszedłbym na spotkanie”. Fakty są takie, że odwołania dyrektora Świtalskiego chcieli wszyscy artyści, a jego sądowe wynurzenia to bzdury. Jak bowiem konfrontować stanowisko 32 artystów, że: „Krzysztof Świtalski jest osobą niekompetentną. Uniemożliwia rozwój artystyczny orkiestry, uwsteczniając jej poziom i osiągnięcia”, wobec zeznań naszpikowanego psychotropami eksdyrektora w sprawie sygn. Akt IV P 155/13: „Idąc na spotkanie miałem przy sobie druk zwolnienia lekarskiego”, któremu zaprzeczają wszyscy trzeźwi i bez dodatkowych „powerów”. „Wchodząc do gabinetu Prezydenta, Pan Świtalski na moją, a następnie Prezydenta prośbę aby zostawił zwolnienie lekarskie, już będąc w sekretariacie odpowiedział: <jak zechcę> i wyszedł” – relacjonuje dyrektor Lidia Matys. Prezydent Gorzowa sprawy komentować nie chce, bo nie wie kiedy bohater jest „na lekach”, a kiedy „bez leków”. „Nie ma czego komentować, choć dziwi fakt, ze ludzie zachowujący się w ten sposób są dalej w służbie publicznej” – powiedział NW. Komu wierzyć ? Na pewno nie ludziom, którzy rano występują w radiowej rozgłośni, w międzyczasie chwalą się szprycowaniem psychotropami, a następnie wszystkiemu zaprzeczają, a potem znów oświadczają iż wszystko było zgodne z logiką i jeszcze opowiadają o rękoczynach. Cudowne uzdrowienie dyrektora, co cieszy całe środowisko artystyczne, nastąpiło w dniu podpisania umowy o pracę w charakterze doradcy wojewody. I niech ktoś powie, ze wojewoda J. Ostrouch nie ma sukcesów…

Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...