W gorzowskiej Platformie Obywatelskiej ferwor jest większy niż w ulu, choć
ilość działaczy i członków budzi raczej skojarzenie z archeologicznymi wykopaliskami.
Więcej aktywnych działaczy ma kółko filatelistów oraz związek numizmatyków. Tak
na serio – to „S-3” została rozjechana i każdy kolejny dzień, to heideggerowski
„byt ku śmierci”. Oby nikt nie podał
tej partii i jej nowej szefowej aparatury podtrzymującej przy życiu…
Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach. Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii. Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...