Przejdź do głównej zawartości

Czy im głupio ?


Kiedy feruje się wyroki bez zastanowienia, trzeba liczyć się z tym, że po latach można mieć trudności z samym sobą. Idiotycznie musi się czuć człowiek, który na dawnym koledze z samorządu nie pozostawił suchej nitki, a potem chciał go pozbawić środków do życia w najtrudniejszym momencie, ale w trakcie kościelnych uroczystości z udziałem lokalnego biskupa, zasadza swój tyłek  w pierwszych rzędach katedralnych ław.
Przecież nie musieli ferować wyroków. Zrobili to, bo takie było zapotrzebowanie
polityczne. Można zrozumieć, że poza polityką nie potrafią zbyt wiele, bo nawet
obecne miejsca pracy jej zawdzięczają, ale deklarują się jako osoby wierzące, a
więc powinni zachowań minimum umiaru. Nie zrobili tego, a dziś jest... "siara".
Najpierw jednak zasadzili się na konkretnym człowieku i miało to miejsce nie dalej jak pięć lat temu. „Układ zaczyna pękać. Mam nadzieję, że pan Mariusz okaże skruchę i zacznie sypać(…). Ten układ dba o siebie nawzajem” – mówił w 2008 roku - zapewne głęboko wierzący katolik – były wiceminister i polityk Prawa i Sprawiedliwości Marek Surmacz. Tym samym żądał, aby prezydent Gorzowa Tadeusz Jędrzejczak oraz szef Rady Nadzorczej GTBS Bogusław Andrzejczak pozbawili uniewinnionego w piątek br. byłego wiceprezydenta prezesa GTBS-u Mariusza Guzendę piastowanego stanowiska. Suchej nitki na uniewinnionym nie pozostawił wówczas obecny szef klubu radnych PiS Mirosław Rawa. „Gorzów to rzeczywiście <ziemia obiecana> dla prezydenta Jędrzejczaka i jego ekipy. To miasto, w którym pełza korupcja” - komentował osadzenie w areszcie eksprezydenta i żądanie odwołania go z funkcji w miejskiej spółce. Swojego byłego zastępcę i prezesa klubu żużlowego , słusznie –  jak widać po latach – bronił prezydent Tadeusz Jędrzejczak. „W winę Mariusza nie wierzę. Dla klubu zrobiłby wszystko. Oddał mu kawał serca” – powiedział. Podobnie inny polityk, a wówczas szef Rady Nadzorczej GTBS-u Bogusław Andrzejczak, który do końca wierzył w niewinność M. Guzendy i stał na stanowisku, że dopóki nie ma skazania, nie można ferować wyroków.  Odwoływać nikogo nie będziemy, czekamy, co będzie dalej. Nie ma podstaw by go odwołać” – mówił w 2008 roku były prezydent Gorzowa i wicemarszałek województwa, a dziś szef PWiK. Trudno więc zgodzić się z ówczesnymi wypowiedziami przewodniczącego M. Rawy, który nieszczęście jednego człowieka próbował zdyskontować w obszarze politycznym. „Zaciska się pętla wokół prezydenta, bo to on jest jądrem całego układu. Milczenie elit w tej sprawie jest przerażające” – mówił polityk PiS. Dziś wprost mówią za to inni, którzy na prawie znają się znacznie lepiej i szczegóły procesu oceniają jednoznacznie. „Osoby oskarżające byłego wiceprezydenta miały interes w niesłusznym zarzucaniu mu określonych czynów. Miały wątpliwą reputację i materiały od nich pochodzące nie mogły stanowić podstawy do oskarżenia. Wyrok nie mógł być inny” – stwierdził dziś uznany adwokat i radny PO Jerzy Synowiec. „Nie mam siły tego wszystkiego komentować, ale chciałbym zapytać tych wszystkich, którzy mnie wtedy oskarżali jak się dzisiaj czują i czy nie mają wyrzutów sumienia. Straciłem dużo zdrowia i dobre imię, ale dziwi mnie tylko to, że niektórym tak łatwo przychodziło wtedy oskarżanie mnie” – powiedział dziś b. wiceprezydent Mariusz Guzenda, który zdaje sobie sprawę z faktu, że prokuratorzy będą składać apelację, bo chodzi o uniemożliwienie starania się o zadośćuczynienie i odszkodowanie za niesłuszny areszt i związane z tym życiowe niedogodności. ”Prokuratura w sytuacjach, gdy ponosi porażkę i klęskę, a oskarżeni byli pozbawieni wolności, zawsze składa apelację” – wyjaśniał Mec. Synowiec."Ja jestem jeszcze w innym świecie, ale zostałem skrzywdzony przez wymiar sprawiedliwości i osoby, które z taką łatwością wydały wyrok" - powiedział NW M. Guzenda.

Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...