Przejdź do głównej zawartości

Sędzia Tuleya uniewinnił wiceprezydenta !


Polityk ma prawo do radości, bo otrzymał drugie życie, ale już prokuratorzy powinni znaleźć długi sznur i postąpić honorowo. Kolejne gratulacje należą się sędziemu Tulei, bo jego koledzy po fachu uwierzyli, że można sądzić nie pod publiczkę, ale rzetelnie. Problem mają dziennikarze, ale bez obaw: oni szybko wmówią sobie, że - tym razem – realizowali społeczną misję. Ciekawe czy będą patrzeć b. wiceprezydentowi w oczy…
Gdyby nie sędzia Tuleya, to niewinność Mariusza Guzendy nie miałaby żadnego
znaczenia, bo Temida nie jest ślepa, ale widzi dobrze, a niektórzy zakładają jej
jeszcze soczewki, by widziała lepiej to, co zobaczyć powinna ...
Sprawę należy postawić wprost i bez ogródek – to nie gorzowski sędzia Kamil Jarocki uniewinnił dzisiaj niesłusznie oskarżonego b. wiceprezydenta Gorzowa Mariusza Guzendę, ale sędzia warszawskiego Sądu Okręgowego Igor Tuleja. Gdyby nie było jego odważnego orzeczenia w sprawie „doktora G.”, to gorzowski wymiar sprawiedliwości dalej postępowałby tak, jak czynił to dotychczas: jest medialne i społeczne zapotrzebowanie na skazanie, to należy skazać. „W uzasadnieniu ustnym wyroku w sądzie okręgowym usłyszałem, że wyrok jest na zapotrzebowanie społeczne. Takie słowa słyszy się w państwach totalitarnych” – powiedział w jednym z portali internetowych b. wiceprezydent i wojewoda lubuski Andrzej Korski, którego gorzowscy sędziowie nieprawomocnie skazali na 3,5 roku więzienia. „Zostałem skrzywdzony, zrujnowana została moja kariera zawodowa, straciłem już ponad 8 lat życia, które mogło i powinno wyglądać całkiem inaczej” – dodał. Pewnie za kilka tygodni lub miesięcy będzie się cieszył uniewinnieniem, bo mędrcy w togach stali się jakby odważniejsi i mniej podatni na politykę. Nie potrwa to oczywiście długo, ale chwilowo ślepa Temida może przy okazji wydać sporo uczciwych wyroków, a wielu niewinnych ludzi nie zostanie skazanych na mniejsze lub większe kary. „Gdyby postępowanie przeprowadzono rzetelnie, można by je umorzyć na etapie postępowania przygotowawczego” – mówił dziś gorzowski sędzia K. Jarocki. Jak to się stało, że w przypadku b. wiceprezydenta Guzendy, nierównomiernie rozgarnięci prokuratorzy nie dopatrzyli się niczego podejrzanego w fałszywych informacjach donosiciela, co w przypadku gorzowskiej prokuratury też zdarza się dosyć często, a polityk został nawet na kilka miesięcy aresztowany ? Prokuratorskie statystyki robią swoje – wystarczyło pomówienie, by skrzywdzić człowieka na lata. Każdy rozsądny z łatwością dostrzeże analogię do innej sprawy,  gdzie oskarżonym jest m. in. Prezydent Gorzowa Tadeusz Jędrzejczak. Tu również wystarczyły zeznania „skruszonego” przedsiębiorcy i rachityczna opinia powołanej przez sąd biegłej Teresy Paczkowskiej, aby prokuratorzy w mig wypichcili akt oskarżenia, którego nie rozumieją do dzisiaj, a sąd jego tezy przyklepał. W lustro nie powinni dziś zaglądać dziennikarze, którzy Guzendę zamknęli w więzieniu już dawno.  „Gdy sędzia odczytywał sentencję wyroku, Guzenda położył czoło na drewnianym pulpicie i nie mógł powstrzymać łez szczęścia. Został uniewinniony” – napisała dziś jedna z gazet. Ta sama, która w 2011 roku pisała: „Mariusz G. jest oskarżony o przywłaszczenie 250 tys. zł. Pieniądze zniknęły z kasy klubu. Grozi mu od roku do 10 lat więzienia”. Inny znany gorzowski portal epatował w 2008 roku czytelników głośnym tytułem: „Były wiceprezydent siedzi w areszcie!”, a dziś napisał: „Po wieloletnim procesie sąd orzekł: Mariusz Guzenda niewinny”. Na uwagę zasługuje coś innego – jedynym, który wbrew opinii publicznej i w duchu domniemania niewinności zaufał M. Guzendzie, a tym samym w przenośni i dosłownie nie dał umrzeć mu z głodu, był prezydent Gorzowa. Marzy się, by taką bezstronnością wykazywali się ci, którzy powinni to robić z definicji. Przeciętny obywatel nie czuje się sprawiedliwie i uczciwie oceniany w instytucjach przy ul. Moniuszki, Mieszka I czy Chopina, ale w kancelarii przy ul. Szkolnej…

Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...