Stał się polityczną
twarzą nieprzygotowanej restrukturyzacji, a swoim miłym i bardzo szczerym
usposobieniem, udało mu się wielokrotnie obniżyć temperaturę politycznego
wrzenia wokół gorzowskiego szpitala. Można powiedzieć, że jako jedyny swoje
zadanie wykonał prawidłowo. Wielu jednak pyta: czy Romualda Krenia ktokolwiek jeszcze traktuje poważnie ?
Raczej nie, bo też od poczatku takie było zamierzenie, a
on sam otrzymał nominację po dobrowolnym odejściu Tomasza Gierczaka, który miał nie tylko wizję, polityczne zaplecze,
ale również niezbędną wiedzę. „Uciekł przed
ezgekucją, bo był zbyt niezależny, kompetentny i progorzowski” – mówią jednym
głosem politycy PO z Gorzowa. Zaraz po Gierczaku nastał czas pochodzącego ze Świebodzina – zbiezność miejsc
zamieszkania z Tomaszem Możejko nie
jest przypadkowa – sędziwy prawnik Romuald
Kreń. „Nie traktujcie mnie jako osoby
od kogokolwiek zależnej, bo jestem ze Świebodzina i w sympatiach jestem po środku”
– opisuje siebie samego ten, którego uczyniono twarzą źle przygotowanej restrukturyzacji.
On sam nie potrafi budzić emocji negatywnych, ale też nie jest poważnym
uczestnikiem debaty o kondycji lubuskiej służby zdrowia. Tutaj sznurki pociąga triumwirat:
szefowa PO Bożenna Bukiewicz, marszałek
Elżbieta Polak oraz przewodniczący Tomasz Możejko. Wszyscy inni to pionki
na politycznej szachownicy. „Zaciągacie
mi sznur na szyi tymi komentarzami o dwulicowości w sprawie szpitala” –
mówił NW tuż przed sobotnią debatą, może nawet nie zdając sobie sprawy, że gdy
spółka zostanie powołana, a cała reszta nie pójdzie tak jak oczekują władze
województwa, to potrzebny będzie „polityczny jeleń” lub zwykła ofiara. Nie od
dziś wiadomo, że jest do tej funkcji pierwszym kandydatem, bo nie powierzono mu
funkcji ze względu na polityczną pozycję, układy lub wyjatkowe kompetencje, ale
ze względu na jego ugodowy charakter. „On
nawet ze stanowiska odejdzie w sposób łagodny i nie czując do nikogo urazu”
– mówi radny wojewódzki PO, który prywatnie bardzo Krenia szanuje, ale daje mu
najwyżej trzy miesiące do odejścia. Bywalcy jego gabinetu żartują, że z waznych
spraw urzedowych zostały mu dwie: codzienne przeglądanie „prasówki” oraz
uczestnictwo w posiedzeniach Zarządu Województwa. „Wystarczy wejść i zobaczyć biurko na którym jest bardziej pusto niż u
stróża przy wejściu” – żartuje polityk. Więc jaki jest los wicemarszałka
Krenia ? Łatwo wywnioskować, ze lewica tylko pozornie siedzi cicho, a po
poniedziałkowym głosowaniu rozpocznie się wielomiesięczny marsz po władzę w
województwie, gdzie kwestia szpitala i konsekwencji przekształcenia go w
spółkę, będzie poważnym argumentem. Wtedy niezbędne będzie dokarmienie politycznej
watahy wilków, by Platforma Obywatelska mogła uciec do przodu przed wyborami
samorządowymi. Porządny i uczciwy Kreń będzie łakomym kąskiem…