Uwodzi słowem, obyciem i dystynkcją – formalnie wychodzi na to, że jest
aktywny i pracowity. Nie można mu odmówić kompetencji i wiedzy, bo ta na tle
innych parlamentarzystów wyróżnia go bardzo. Dał się niestety złapać na tym, co
wśród obecnych polityków jest standardem: traktowaniu polityki nie jako misji i
powołania, ale zwykłej politycznej „fuchy”.
Kiedyś posłowie brali trzy razy mniejsze uposażenie, a do domów wracali w
soboty …
Rzecz dotyczy lubuskiego „prymusa” – b. wiceministra, a obecnie
posła na Sejm RP Waldemara Sługockiego,
który za sprawą „Polityki”, ogólnopolskiej
„Gazety Wyborczej” oraz Radia TOKFM,
stał się symbolem parlamentarnego leserstwa. „Jutro jest piątek, dzień w którym mamy głosowania. Jutro jest dzień
taki, to wynika z praktyki sejmowej, że będziemy mieli problem z procedowaniem
do późnych godzin popołudniowych, bo wszyscy posłowie będą chcieli być jak
najwcześniej w domu” – miał powiedzieć lubuski parlamentarzysta, a zarazem
przewodniczący sejmowej podkomisji ds. rządowej ustawy o zbiórkach publicznych
W. Sługocki. Sprawę opisała we wtorek na swoim sejmowym blogu publicystka Anna Dąbrowska, a dzisiaj podchwyciły ją
media opiniotwórcze. Inaczej mówiąc – protegowany „konkwistadorki z Galapagos” Bożenny Bukiewicz, przyłapany został na
złych nawykach, które dla Polityków Platformy Obywatelskiej po sześciu latach
sprawowania władzy są czymś normalnym. Posłowie pracują średnio 8 dni w miesiącu,
posiedzenia plenarne trwają 3 dni i odbywają się co 2 tygodnie, a Kancelaria
Sejmu chce wydać kilkadziesiąt milionów na nowe budynki, by pomieścić tam
wszystkie komisje sejmowe. „Sal brakuje
tylko w środy i czwartki, gdy posłowie chcą odbyć jak najwięcej posiedzeń, by
piątek mieć wolny” – pisze publicystka „Polityki”, przypominając tym samym,
że to już dowód całkowitego wyalienowania się polityków ze społeczeństwa. „ Może zamiast wydawać ogromne miliony na
budynki, warto uświadomić posłom, że w piątki większość ludzi pracuje <do
późnych godzin popołudniowych>?” – stwierdza A. Dąbrowska. Owszem,
wyborcy usłyszą za chwilę od posła Sługockiego, że to nie jest tak i właściwie,
to się przejęzyczył, a w gruncie rzeczy to jest najaktywniejszy, gdyż złożył aż
84 interpelacje. Czy to ma jakiekolwiek znaczenie ? Jeśli przyjąć iż posłowie
tej kadencji złożyli ich ponad 16 tysięcy, to łatwo o wniosek – że chodzi o
liczbę, a nie jakość. Papier przyjmie wszystko, a minister odpowiedzieć musi.
Można wybaczyć absencję na sali plenarnej, ale nie leserstwo tam, gdzie tworzy
się prawo – w komisjach i podkomisjach. Gdyby bowiem ilość interpelacji o czymkolwiek
świadczyła, to premier Donald Tusk musiałby
zostać okrzyknięty największym leniem, gdyż nie złożył żadnej. Podobnie jak b.
wicepremier Waldemar Pawlak, obecny
wicepremier Janusz Piechociński czy wreszcie
Grzegorz Schetyna z liczbą zaledwie
trzech interpelacji. Poseł Sługocki miał w nosie rządową ustawę o zbiórkach
publicznych, ale podczas świątecznych i „owsiakowych”
akcji, promować się będzie jak nigdy wcześniej. Ot kandydat na przyszłego szefa
lubuskiej PO…