Przejdź do głównej zawartości

Wywiad Komarnickiego jak list pasterski ordynariusza

Choć nie pełni formalnych funkcji publicznych, to dla wielu znaczy więcej niż poseł, senator, a nawet wojewoda. Można i nawet trzeba się z nim w wielu kwestiach nie zgadzać – bo oprócz stwierdzeń mądrych, potrafi wypowiadać również te żenujące - ale nie można go bagatelizować i ignorować. Głos Komarnickiego dla kibiców żużla, to jak list pasterski biskupa ordynariusza. Bogaty niby nie zrozumie biednego, ale zrozumie chociaż bogatych. Biedny zrozumie tylko siebie...

Irytuje swoją megalomanią i egocentryzmem, ale trudno mieć o to żal do kogoś,
kto może czuć się życiowo spełniony. Nawet jeśli wypowiada się nieporadnie,
to trudno mu odmówić, że myśli i wie o czym mówi. A dla wielu polityków jest
to uczucie obce - co widać po ich niezmąconych myśleniem twarzach ...
Właściwie wielu zastanawia się nad tym, czy mandat senatorski był Władysławowi Komarnickiemu do czegokolwiek potrzebny, gdy jego głos jako przedsiębiorcy, działacza sportowego i gospodarczego autorytetu, był i  jest znacznie bardziej słyszalny niż parlamentarzystów. Tym razem w rozmowie z telewizją TELETOP podsumował wydarzenia podczas Święta Niepodległości w Warszawie.  „Politycy zaklinają rzeczywistość. Jak się człowiek z nimi spotyka, to oni mówią, że wszystko jest fajnie i dobrze, a takie marsze powodują, że  ukazuje się słabość zorganizowania państwa polskiego” – powiedział honorowy prezes „Stali Gorzów”. Pewną nowością w postawie prezesa Komarnickiego jest skrajnie krytyczna opinia na temat rządu premiera Donalda Tuska oraz samego prezydenta Bronisława Komorowskiego, który w dotychczasowych jego wypowiedziach cieszył się większą estymą niż dziesięciu ostatnich Papieży, prezydentów USA - od Ronalda Regana począwszy, a na Baracku Obamie kończąc oraz kilku sekretarzy generalnych ONZ. „Najbardziej śmieszy mnie premier Donald Tusk, który zamiast skarcić, próbuje bronić urzędników. To człowiek nieudolny i bez pomysłu. Potem widzimy żenujący obraz jak prezydent Polski przeprasza Rosję za jakąś hołotę” – skonstatował niedoszły senator, który swego czasu bardzo zabiegał o rekomendację Platformy Obywatelskiej. Trudno odmówić mu racji w tym, że wszystkie te polityczne utyskiwania to gra na pokaz, która trwa nie od dziś i trwać będzie długo. Z drugiej strony – wykazał się znajomością regionalnego parlamentaryzmu, ale to wynikało chyba bardziej z zazdrości niż próby rzetelnej oceny sytuacji. Nie od dziś wiadomo, że fotel na ul. Wiejskiej – w czymkolwiek i z kimkolwiek, aby tylko z legitymacją parlamentarzysty oraz salutami Straży Marszałkowskiej, jest jego marzeniem ostatecznym. „Spotkamy się za rok i będzie kolejna zadyma i znów będziemy na ten temat rozmawiać. Jest też akcent lubuski, bo kilka lat temu młody i pryszczaty człowiek startował do Sejmu. To nijaki Krzysztof Bosak. On złamał prawo wieszając plakaty kilkadziesiąt razy i wydawało się, że ktoś taki powinien być napiętnowany, a on został posłem” – powiedział ciągle pragnący parlamentarnego splendoru Władysław Komarnicki. Jak przystało na męża stanu, nie mogło zabraknąć spraw bliskich zwykłym ludziom, a do tych należy rozpalona ostatnio do czerwoności dyskusja na temat gorzowskich tramwajów. Tu również prezesowi trudno zarzucić cokolwiek – nie orientował się w temacie do końca, bo jak sam stwierdził „wolał wybrać teatr niż organizowaną przez prezydenta debatę”, ale diagnoza była godna przedsiębiorcy i zatroskanego o losy miasta. „Muszę się narazić mieszkańcom, bo mamy w Gorzowie stary szlak linii, a przecież przez ostatnie 15-20 lat bardzo zmienił się w mieście nawet szlak sypialni. Powiedzmy sobie wprost: czy Gorzów stać na to, by tramwaje jeździły puste i generowały koszty, a miasto dokładało do nich z budżetu ? Trzeba się zastanowić jak  przemodelować linie, aby tam gdzie jeździ powietrze, jeździli ludzie. Jeśli jesteśmy dumni z tramwajów, trzeba poprawiać wskaźnik ekonomiczny” – skonstatował. Co racja to racja, a Komarnickiemu trzeba oddać na plus, że nie poszedł – jak śmieci i zdechłe ryby – z nurtem politycznego bełkotu, ale powiedział to, co dla ludzi potrafiących liczyć jest oczywiste. Problem w tym, ze gorzowscy samorządowcy potrafią tylko liczyć comiesięczne przelewy z biura Rady Miasta. Pod tym względem w gorzowskim samorządzie – bez względu na poglądy - powinno być więcej Komarnickich, Surowców, Wierchowiczów, Synowców czy Kurczynów, a mniej byłych i obecnych nauczycieli oraz dorobkiewiczów, dla których samorządowa dieta, to przede wszystkim możliwość spłaty hipotecznego kredytu. Jest pewien problem i to o prezesie świadczy niestety źle: dla niego praca w samorządzie miejskim to zesłanie, a nie zaszczyt…

Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...