Krótkie nóżki cynicznych samorządowców stają się jeszcze krótsze, gdy
chodzi o głosowania ważne i strategiczne, albo takie, gdy trzeba mieć po prostu
„jaja”. Radny ma głosować „za”, „przeciw” lub może się „wstrzymać”,
a gorzowscy platformersi wprowadzili czwarty status – uciekam z sali obrad i
nie ma śladu w protokole. Tym samym do perfekcji opanowali sztukę zarządzania
swoim politycznym ciałem – jestem tam, gdzie mnie potrzeba…
… partyjnym interesom,
przedsiębiorcy gotowym do zrobienia biznesu lub układom, których sam lub sama
nie rozumiem. Zasada działania jest prosta: jeśli polityk chce, by wyborcy
zobaczyli go jak ciężko pracuje, to ustawia się w strefie kamer lub siada w
pierwszym rzędzie. Jeśli chce wspomóc partyjnego donatora lub poprzeć dziwny
układ „coś za coś, ale na niby” -
choć ma inne zdanie - to po prostu ucieka z sali. Mistrzami „politycznych uników” są politycy
Platformy Obywatelskiej: Marcin Gucia,
Grażyna Ćwiklińska oraz Halina Kunicka. Pierwszy robi
polityczny PR na pytaniu prezydenta Tadeusza
Jędrzejczaka, druga jest odważna i mądra lecz bez politycznego kompasu trochę
się pogubiła, a trzeciej nie zna nikt i jest samorządową „Miss Statystów”. Ostatnia sesja Rady Miasta – z Sali nagle i
niespodziewanie do grona dziennikarzy wybiega radna Ćwiklińska. Dziennikarz jednej
z redakcji w obecności innych kolegów pyta: „Co się stało ?”. Radna odpowiada wprost: „Nic, po prostu nie mogę głosować, obiecałam, że wyjdę z sali”.
Dziwnym trafem głosowano właśnie w sprawie planu zagospodarowania
przestrzennego i ulicy Strzeleckiej. Sytuacja powtórzyła się kilka godzin
później podczas głosowania nad wnioskiem o pozbawienie funkcji przewodniczącego
Komisji Rewizyjnej Marka Surmacza.
Wtedy radna Ćwiklińska się wstrzymała, a radni M. Gucia i H. Kunicka szybko z sali
uciekli. „Opuściłem salę, bo sam jestem w
podobnej sytuacji co Surmacz” – tłumaczy się NW radny Gucia. „Wstrzymałam się, bo to gra polityczna, a
mnie to nie interesuje” – mówi NW niedawna radna PO, która politycznie polemizowała
nawet z marszałek Elżbietą Polak i Tomaszem Możejko. Radnej i doradczyni wojewody
H. Kunickiej pytać sensu nie ma, bo to największa porażka gorzowskiego samorządu
i równie dobrze jej mandat mógłby pełnić znany z historii Iniciatus. Dla wyjaśnienia – ulubiony koń wyścigowy cesarza Kaliguli, który dostąpił zaszczytu
senatorskiego. A przecież to nie pierwsze takie historie w wykonaniu tych
samorządowców, ale już w innej roli. Cała trójka była członkiem rady społecznej
gorzowskiego szpitala – teraz wiadomo skąd te koszmarne zobowiązania – a kiedy
w szpitalu wybuchł konflikt i członkowie tego gremium chcieli dyrektora
odsunąć, to członkowie rady H. Kunicka i M. Gucia… po prostu zwiali. „Teraz żałuję, ze wtedy wyszedłem z Sali, a
Halina tak jak ostatnio miała jakieś zajęcia związane z prowadzonym biznesem” –
tłumaczy Gucia. I co z tego ? Po to radny otrzymuje dietę wyższą niż najniższe
wynagrodzenie netto, by zrekompensowało mu to utratę zarobków w działalności
zawodowej. Jeśli bierze dietę i wynagrodzenie doradcy wojewody – choć efektów z
tego nie ma żadnych – a w dodatku ucieka z ważnych głosowań, to niech po prostu
nie oszukuje wyborców, ze pracuje. A może całe te głosowania to ustawka ? „Gołym
okiem było to widać i jedynymi, którzy się uczciwie zachowywali, to był Marek Kosecki który głosował inaczej
niż PO, ale miał do tego odwagę, a także Jerzy
Wierchowicz, który jest adwokatem i jego argumentacja jest słuszna. Ta
trójka to szkodliwy plankton na użytek doraźnych interesów” – mówi jeden z radnych
lewicy, który nie chce jednak wypowiadać się pod nazwiskiem. „Nie było żadnej
ustawki i sam jestem zły, że nie było w klubie jedności” – uważa przewodniczący
klubu radnych PO Robert Surowiec. Inna
sprawa, że wielu mieszkańców chętnie posłuchałoby radnej PO H. Kunickiej w
radiu lub telewizji, bo skoro pełni tyle funkcji i nie ma czasu na głosowania,
to zapewne jest kimś ważnym i ma sporo do powiedzenia…