Taka rola
Gorzowa w województwie lubuskim – jaka organizacja XV-lecia istnienia tego
regionu. Taka pozycja urzędu – jak urzędnika go piastującego. Stojący pod
ścianą były wicemarszałek województwa lubuskiego, radny wojewódzki i sekretarz
Gorzowa, szukający miejsca sygnatariusze „Porozumień
Paradyskich”, przaśne żarty prowadzących, jeszcze bardziej oryginalny „wykład” profesora oraz ogólna prowizorka
na miarę sprawozdania z projektu EFS – oto święto, które miało być przeciwwagą
dla organizowanej przez Marszałek Województwa VI edycji „Rankingu Gmin”…
…ale nie było i kto pamięta „związkowe klimaty” z końca lat dziewięćdziesiątych
ten wie, że dawni działacze mogli się dzisiaj poczuć jak u siebie. Duch spontaniczności
czasów, gdy władzę w województwie gorzowskim sprawowała Akcja Wyborcza
Solidarność, a personalnie ówczesny wojewoda Jerzy Ostrouch, powrócił i można go było poczuć jak zapach spirytusu
przy ul. Borowskiego. „Wychodzę, to chyba
żarty” – rzucił do radnego wojewódzkiego były prezydent Gorzowa i ekswicemarszałek
województwa lubuskiego, gdy okazało się iż na imprezie na którą został
zaproszony, nie ma dla niego miejsca. Nie mniej komfortowo czuli się byli
posłowie – sygnatariusze ustaleń w sprawie województwa – Jan Kochanowski z SLD i Roman
Rutkowski z AWS. Mieli mniej szczęścia niż ich dawny kolega z Sejmu, a
obecnie naukowiec prof. Maciej Rudnicki,
który miał być jedną z gwiazd imprezy reprezentanta rządu w regionie, a okazał
się wodzirejem na miarę sali wiejskiej. „Jako pracownik katolickiej uczelni
grzeszyłbym pychą, gdybym chciał pouczać tutaj zgromadzone i tak szacowne grono”
– mówił były poseł AWS i profesor Katolickiego Uniwersytetu Katolickiego.
Najprawdopodobniej wykładu nie przygotował wcale, a przesłane przez niego
materiały – o co poproszeni zostali wszyscy byli wojewodowie i parlamentarzyści
– służyć miały tylko planowanej na styczeń publikacji. Fakty są takie, że
bredził o pijanym pokoju w Sejmie, „dawaniu
każdemu kto tego potrzebuje najbardziej”, pomyłce w głosowaniu nad
Konkordatem oraz zaspaniu na głosowanie w sprawie województw, gdzie musiał biec
w pidżamie przykrytej tanim garniturem. „Ciekawe
czy pan profesor jest teraz w pidżamie czy w koszuli” – zagadnęła, trochę
sztubacko, prowadząca „festyn” Marta Liberkowska, która chwilę później
pochwaliła się, że: „Lubuszanki są
bardziej <<wykształceni>>”, co wśród zgromadzonych było już ładunkiem
piorunującym. Samorządowcy kręcili głowami, zastanawiali się czy nie lepiej
było zakupić bilet na zielonogórski kabaret, a co bardziej obrotni, za nic
mieli tanie kotlety i greckie sałatki – pojechali na organizowany przez
marszałek Elżbietę Polak „Ranking
Gmin” w Zielonej Górze. Całkiem niesłusznie zarzucono marszałek Polak, że
podjęła działania dywersyjne – co zresztą przyznają nieoficjalnie pracownicy
Lubuskiego Urzędu Marszałkowskiego – bo to nie ona pierwsza, ale wojewoda
Ostrouch, dokonał zmiany terminu konferencji, która do historii przejdzie pod
hasłem „obciachu”. „Taka impreza jaka
organizacja. Tam nie było składu ani ładu, a to co zrobił wielki profesor Rudnicki
było obniżeniem poziomu do poziomu poniżej zera” – mówi ważny polityk,
który brał udział w imprezie. Na szczęście północna część województwa to nie
tylko „weterani”, którzy potrzebują pławienia się światłem odbitym wojewody.
Niektórzy potrafią błyszczeć sumą własnych osiągnięć, a należą do nich wójtowie:
Deszczna - Jacek Wójcicki i Bogdańca - Krystyna
Pławska oraz burmistrzowie Maciej
Pietruszak z Drezdenka i Andrzej
Zabłocki z Witnicy. Oni już dawno wyleczyli się ze złudzeń, że medialne
ustawki reprezentanta rządu cokolwiek znaczą i całą swoją działalność
zorientowali na samorząd. Temu zaś dzisiaj na konferencji „XV lat Województwa Lubuskiego”
oberwało się całkiem mocno, ale powodów do radości nie ma też wojewoda. „Przeżywamy powrót do rad narodowych i moje
spostrzeżenia są smutne. Wojewoda powinien być urzędnikiem służby cywilnej, a
gospodarzem województwa marszałek. Administracja rozrosła się o 20 procent, a
średnie wynagrodzenie w sektorze publicznym jest wyższe niż w prywatnym. To
jest patologia” – mówił dziś w Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece
Publicznej b. prezes Trybunału Konstytucyjnego prof. Jerzy Stępień, co – przynajmniej w kwestii wynagrodzeń słabo
opłacanych urzędników – było konstatacją tak samo nierozsądną, jak opowieści iż
„ojcem chrzestnym” województwa był biskup
senior Adam Dyczkowski. W
konferencji nie wziął udziału pierwszy wojewoda lubuski dr Jan Majchrowski – i pewnie nie ma czego żałować, bo w pidżamie na
uniwersytet nie chodzi – ale zaskoczeniem była absencja wiceministra Marcina Jabłońskiego, który obok
premiera Jerzego Buzka i ministra Michała Boniego, wystąpił na telebimie.
„Klasyka lansu! Po co być jednym z wielu
na sali, jak można być niedostępnym i wyjątkowym na ekranie” – skomentował samorządowiec
z południowej części województwa. Jedno zdanie podczas konferencji było mądre i
wypowiedział je profesor od pidżamy: „Sejm lat 1997-2001 był ostatnim
romantycznym, który zdolny był do podejmowania ważnych decyzji”. To fakt,
patrząc na smutne twarze pokerowych graczy z Platformy Obywatelskiej oraz Prawa
i Sprawiedliwości, nie ma wątpliwości, że posłowie Bożenna Bukiewicz, Waldemar
Sługocki, Witold Pahl, Krystyna Sibińska czy Marek Ast, Bogusław Wontor i Elżbieta
Rafalska nie byliby w stanie uchwalić czegokolwiek dobrego dla regionu. Poszłoby o to: kto kogo, co może zyskać i jak zinterpretują to wyborcy. Na szczęście
wtedy tych smutnych polityków nie było, ale był Roman Rutkowski, Tadeusz
Jędrzejczak, Jan Kochanowski, M. Rudnicki czy
Andrzej Brachmański. A konferencja wojewody
? Jaki koń jest każdy widzi, ale ten z Jagiellończyka północnej części regionu
nie pociągnie…