Przejdź do głównej zawartości

Rola pidżamy prof. Rudnickiego w poziomie dyskursu o sprawach ważnych

Taka rola Gorzowa w województwie lubuskim – jaka organizacja XV-lecia istnienia tego regionu. Taka pozycja urzędu – jak urzędnika go piastującego. Stojący pod ścianą były wicemarszałek województwa lubuskiego, radny wojewódzki i sekretarz Gorzowa, szukający miejsca sygnatariusze „Porozumień Paradyskich”, przaśne żarty prowadzących, jeszcze bardziej oryginalny „wykład” profesora oraz ogólna prowizorka na miarę sprawozdania z projektu EFS – oto święto, które miało być przeciwwagą dla organizowanej przez Marszałek Województwa VI edycji „Rankingu Gmin”…


Smutne twarze kombatantów - plus jedna uzurpatorka sukcesu z którym nie
ma nic wspólnego (Krystyna Sibińska) kontra radość z sukcesu pracy dla
innych w samorządach. Miał być poziom i był - niski, a więc bez fali ...
…ale nie było i kto pamięta „związkowe klimaty” z końca lat dziewięćdziesiątych ten wie, że dawni działacze mogli się dzisiaj poczuć jak u siebie. Duch spontaniczności czasów, gdy władzę w województwie gorzowskim sprawowała Akcja Wyborcza Solidarność, a personalnie ówczesny wojewoda Jerzy Ostrouch, powrócił i można go było poczuć jak zapach spirytusu przy ul. Borowskiego. „Wychodzę, to chyba żarty” – rzucił do radnego wojewódzkiego były prezydent Gorzowa i ekswicemarszałek województwa lubuskiego, gdy okazało się iż na imprezie na którą został zaproszony, nie ma dla niego miejsca. Nie mniej komfortowo czuli się byli posłowie – sygnatariusze ustaleń w sprawie województwa – Jan Kochanowski z SLD i Roman Rutkowski z AWS. Mieli mniej szczęścia niż ich dawny kolega z Sejmu, a obecnie naukowiec prof. Maciej Rudnicki, który miał być jedną z gwiazd imprezy reprezentanta rządu w regionie, a okazał się wodzirejem na miarę sali wiejskiej.  „Jako pracownik katolickiej uczelni grzeszyłbym pychą, gdybym chciał pouczać tutaj zgromadzone i tak szacowne grono” – mówił były poseł AWS i profesor Katolickiego Uniwersytetu Katolickiego. Najprawdopodobniej wykładu nie przygotował wcale, a przesłane przez niego materiały – o co poproszeni zostali wszyscy byli wojewodowie i parlamentarzyści – służyć miały tylko planowanej na styczeń publikacji. Fakty są takie, że bredził o pijanym pokoju w Sejmie, „dawaniu każdemu kto tego potrzebuje najbardziej”, pomyłce w głosowaniu nad Konkordatem oraz zaspaniu na głosowanie w sprawie województw, gdzie musiał biec w pidżamie przykrytej tanim garniturem. „Ciekawe czy pan profesor jest teraz w pidżamie czy w koszuli” – zagadnęła, trochę sztubacko, prowadząca „festynMarta Liberkowska, która chwilę później pochwaliła się, że: „Lubuszanki są bardziej <<wykształceni>>”, co wśród zgromadzonych było już ładunkiem piorunującym. Samorządowcy kręcili głowami, zastanawiali się czy nie lepiej było zakupić bilet na zielonogórski kabaret, a co bardziej obrotni, za nic mieli tanie kotlety i greckie sałatki – pojechali na organizowany przez marszałek Elżbietę Polak „Ranking Gmin” w Zielonej Górze. Całkiem niesłusznie zarzucono marszałek Polak, że podjęła działania dywersyjne – co zresztą przyznają nieoficjalnie pracownicy Lubuskiego Urzędu Marszałkowskiego – bo to nie ona pierwsza, ale wojewoda Ostrouch, dokonał zmiany terminu konferencji, która do historii przejdzie pod hasłem „obciachu”. „Taka impreza jaka organizacja. Tam nie było składu ani ładu, a to co zrobił wielki profesor Rudnicki było obniżeniem poziomu do poziomu poniżej zera” – mówi ważny polityk, który brał udział w imprezie. Na szczęście północna część województwa to nie tylko „weterani”, którzy potrzebują pławienia się światłem odbitym wojewody. Niektórzy potrafią błyszczeć sumą własnych osiągnięć, a należą do nich wójtowie: Deszczna -  Jacek Wójcicki i Bogdańca - Krystyna Pławska oraz burmistrzowie Maciej Pietruszak z Drezdenka i Andrzej Zabłocki z Witnicy. Oni już dawno wyleczyli się ze złudzeń, że medialne ustawki reprezentanta rządu cokolwiek znaczą i całą swoją działalność zorientowali na samorząd. Temu zaś dzisiaj na konferencji „XV lat Województwa Lubuskiego” oberwało się całkiem mocno, ale powodów do radości nie ma też wojewoda. „Przeżywamy powrót do rad narodowych i moje spostrzeżenia są smutne. Wojewoda powinien być urzędnikiem służby cywilnej, a gospodarzem województwa marszałek. Administracja rozrosła się o 20 procent, a średnie wynagrodzenie w sektorze publicznym jest wyższe niż w prywatnym. To jest patologia” – mówił dziś w Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej b. prezes Trybunału Konstytucyjnego prof. Jerzy Stępień, co – przynajmniej w kwestii wynagrodzeń słabo opłacanych urzędników – było konstatacją tak samo nierozsądną, jak opowieści iż „ojcem chrzestnym” województwa był biskup senior Adam Dyczkowski. W konferencji nie wziął udziału pierwszy wojewoda lubuski dr Jan Majchrowski – i pewnie nie ma czego żałować, bo w pidżamie na uniwersytet nie chodzi – ale zaskoczeniem była absencja wiceministra Marcina Jabłońskiego, który obok premiera Jerzego Buzka i ministra Michała Boniego, wystąpił na telebimie. „Klasyka lansu! Po co być jednym z wielu na sali, jak można być niedostępnym i wyjątkowym na ekranie” – skomentował samorządowiec z południowej części województwa. Jedno zdanie podczas konferencji było mądre i wypowiedział je profesor od pidżamy: „Sejm lat 1997-2001 był ostatnim romantycznym, który zdolny był do podejmowania ważnych decyzji”. To fakt, patrząc na smutne twarze pokerowych graczy z Platformy Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości, nie ma wątpliwości, że posłowie Bożenna Bukiewicz, Waldemar Sługocki, Witold Pahl, Krystyna Sibińska czy Marek Ast, Bogusław Wontor i Elżbieta Rafalska nie byliby w stanie uchwalić czegokolwiek dobrego dla regionu. Poszłoby o to: kto kogo, co może zyskać i jak zinterpretują to wyborcy. Na szczęście wtedy tych smutnych polityków nie było, ale był Roman Rutkowski, Tadeusz Jędrzejczak, Jan Kochanowski, M. Rudnicki czy Andrzej Brachmański. A konferencja wojewody ? Jaki koń jest każdy widzi, ale ten z Jagiellończyka północnej części regionu nie pociągnie…

Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...