Zapomnijmy o
animozjach i nie wywołujmy „wojny domowej” bo w Zielonej Górze tylko na to
czekają – pisze były radny, przedsiębiorca i szef Forum dla Gorzowa Artur
Radziński. To ważny głos w drodze do politycznej normalności w mieście. Czy na
tak poważny apel stać będzie innych polityków ? Przecież chodzi o miasto...
ARTUR RADZIŃSKI - samorządowiec, przedsiębiorca oraz przewodniczący Stowarzyszenia Forum dla Gorzowa. |
Wielu czekało na ten dzień. 13 czerwca 2013 roku miał być
rozstrzygający dla politycznej kariery
Jędrzejczaka. Tymczasem orzeczenie Sądu w sprawie prezydenta Gorzowa pokazało,
że na ocenę jego poczynań przyjdzie jeszcze poczekać tj. powtórnie prowadzone postępowanie sądowe ma wykazać jego całkowitą
niewinność bądź też naruszenie prawa. Taki wniosek płynie z przekierowania
przez Sąd Apelacyjny w Szczecinie sprawy
do ponownego rozpatrzenia przez Sąd
Okręgowy w Gorzowie. Czy można było uniknąć braku ostatecznego rozstrzygnięcia w tym
kilkuletnim procesie ? Wielu znawców
prawa i gospodarki twierdzi, że tak. Co zatem mogło zaszwankować ? Znawcy
tematu twierdzą, że materiał dowodowy zebrany przez prokuraturę
nie był wystarczająco jednoznaczny, a także iż błędem było nie podjęcie działań
zmierzających do wydzielenie sprawy
prezydenta od innych podejrzanych. Sporo kontrowersji wywołało też konsekwentne bazowanie przez gorzowski Sąd na opiniach biegłej, której kompetencje pozostawiały wiele
do życzenia. Co oznacza obecny stan rzeczy dla przeciętnego Gorzowianina ? Niestety
nic dobrego. Miastem będzie rządził
wyczerpany psychicznie prezydent, a ci
wszyscy którzy przebierali nogami licząc na przedterminowe wybory nie będą mu
tego rządzenia ułatwiali. Przedłużająca się procedura sądowa i możliwość
skazania prezydenta miasta doprowadziła do skrajnych emocji pośród lokalnych
polityków. Padało wiele mocnych słów, mniej lub bardziej słusznych zarzutów,
narastała wzajemna agresja i nieufność. Czy uda
się powstrzymać gorzowską wojnę domową ?
Tak, jeżeli większość polityczna zakopie
topór wojenny. Chociaż na czas kolejnej perspektywy finansowej związanej z pieniędzmi
unijnymi. Dlatego w imię naszego, gorzowskiego interesu zapomnijmy o
animozjach. Już raz przegraliśmy z Zieloną Górą finansową batalię w proporcji
1:3,5.Nie pozwólmy więc na dalsze
pogłębianie się dysproporcji w rozwoju największych miast lubuskiego.
Pamiętajmy, że na dalszą polityczną wojnę domową w politycznym
środowisku Gorzowa z nadzieją czekają w Zielonej Górze.
ARTUR
RADZIŃSKI