Mądrzy dziennikarze robią swoje i nie patrzą na przychodzące oraz odchodzące
gwiazdy z prowincji. Politycy myślą, że „werbując” dziennikarza zabierają z nim
kontakty, relacje oraz możliwości komunikowania się. W rzeczywistości nie
zyskują nic – jedynie byłego dziennikarza, który potrafi być tylko
dziennikarzem i nic więcej. Lepiej więc być po prostu dziennikarzem niż
urzędnikiem, który stracił wszystko – nawet dobre imię…
To dziwne, że najczęściej na
usługi polityków odchodzą ci spośród dziennikarzy, którym nie szło zbyt dobrze.
Bywają oczywiście wyjątki – i jest ich w regionie sporo - ale Katarzyna Kozińska niestety do nich nie
należy. Poszła śladem swojej szefowej Tatiany
Mikułko oraz wielu innych, którzy - choć najczęściej „które” – faktycznie stawiają za sobą mur. „Jaki pan taki kram” – żartuje jeden z dziennikarzy TVP Gorzów
zapytany o opinię na temat odejścia red. Kozińskiej do pracy na rzecz marszałek
Elżbiety Polak. Paradoksem jest to,
że stałej pracy w urzędach nie szukają dziennikarze „z krwi i kości”, choć propozycji mieli i wciąż otrzymują wiele, ale
ci najsłabsi. „Borysowska czy Kozińska,
nie wiem które nazwisko wymieniać, chciała pracować dla prezydenta” – mówi
jedna z urzędniczek gorzowskiego Ratusza. „Starała
się o pracę u wojewody, ale tu obowiązują konkursy, a poza tym Liberkowska co
drugi dzień wypłakuje iż chce odejść” – mówi urzędnik LUW. Na co liczą
ładne buzie dziennikarek pozbawionych własnych przemyśleń, gdy odchodzą do
pracy w biurach prasowych urzędników ? „Liczą
na stabilność i możliwość realizacji pasji, ale kończy się umowami na czas
określony i po jakimś czasie zwykłym wylotem lub przesunięciem” – mówi dziennikarka
i urzędniczka w jednej osobie. W rzeczywistości „redaktor” Kozińska zastąpiła
na stanowisku oddelegowaną do Zielonej Góry T. Mikułko, a redakcja z której
pochodzi nie jest przypadkowa. Niektórzy zastanawiają się, czy będzie w stanie
spojrzeć w oczy swojej niedawnej koleżance redakcyjnej red. Agacie Sendeckiej, która przeprowadziła
z marszałek Polak jeden z najlepszych wywiadów, po który dyr. Artur Gurec odebrał od E. Polak
niezliczoną liczbę telefonów. „Przecież
to była masakra w jaki sposób zareagowała Ela i co wyprawiała w stosunku do
Gurca” – opowiada jeden z niewielu mężczyzn dopuszczonych do marszałkowskiego
„babińca”. Kiedy kilka osób jednocześnie mówi drugiej osobie, że jest pijana,
choć nie piła od tygodni, to bezwzględnie powinna się położyć. Jeśli ktoś
dobiera sobie już czwartego rzecznika prasowego, to nie świadczy to o mądrych
dziewczynach, ale o nim samym…